Oczywistość
Trawnik zaraz po deszczu dostykany czubkiem buta. – A ja lubię mokrą trawę. – To fajnie. A można wiedzieć czemu? – Bo mi pasuje do sukienki.
Trawnik zaraz po deszczu dostykany czubkiem buta. – A ja lubię mokrą trawę. – To fajnie. A można wiedzieć czemu? – Bo mi pasuje do sukienki.
Siedzi na nocniku. Po chwili – Skończyłam. – I co zrobiłaś? – Kupę. – O matko… – Ale bez paniki.
Wsiadamy do kumpla do busa. Na tył. I siedzimy też tyłem. W sensie, że plecami do kierunku jazdy. Po chwili się Iga odzywa: – Ale ma śmieszny samochód, co nie? ……….. Odwrotny.
– Igielit, chodźmy już lepiej do domu, bo nas zaraz zjedzą te komary…. – Ciągle tylko te komary i komary. Kuciopary, kuciopary…
Siedzimy sobie w czymś w rodzaju poczekalni. Najpierw nikogo nie było, więc położyłem torbę trochę dalej od siebie, na sąsiednim stoliczku. Chwilę później przyszła jakaś starsza pani i usiadła torby nieopodal. Iga (oczywiście bez bawienia się w jakieś tam szepty): – Tato, zabierz tę torbę. – Dlaczego? – Bo nam ta pani ukradnie!
Nad jeziorem pobliskim: – Tato? – Tak? – Ale tu jest fantastycznie. – No to ja się cieszę, że ci się podoba.. – A mnie strasznie jest miło, że cię poznałam.
Ola pokazuje na palcach, rękach, nogach itepe: – Widzisz, ja mam tyle lat, ile ty masz palcy tu i tu, i tu, i tu, i tu, i tu… Widzisz jaka jestem stara…? – Jak babcia?
Fragment rozmowy z napotkaną dziewczynką: – A jak ma imię twoja babcia? – Gizela. – Hyhyhyhyhyhyhy. ŻIZEL!
Idziemy. Plażą nadmorską. Równolegle pani. Uśmiecha się i odsłania dwa złote zęby. Iga na cały głos, wspomagając się nieszczęsnym gestem z paluchem: – Patrz! Patrz!! Patrz!!! Jakie ma zęby kolorowe!!! Ja cie gole!!!
Jedziemy do domu. Czas codziennego lekarstwa. – Igieła, trzeba leki zjeść. – No wiesz? W samochodzie?