Ballada kuchenna
Bawi się w kuchni. W gotowanie. Jakieś garnuszki, łyżeczki, miseczki i takie tam wokoło. I piosenka, w której pojawia się nagle taki, moim zdaniem, dystych: – No i moje ulubione ubijanie mięsa!
Bawi się w kuchni. W gotowanie. Jakieś garnuszki, łyżeczki, miseczki i takie tam wokoło. I piosenka, w której pojawia się nagle taki, moim zdaniem, dystych: – No i moje ulubione ubijanie mięsa!
– A mnie się podobają pająki i owady. Nawet jak robią mi BĄBLI.
Ola potrąciła łokciem, stojącą na stole butelkę: -Ej! Mogłaś to wylać, kobieto!
Siedzi i coś tam w komputerze grzebie. W ubieranki „gra”. W tym samym czasie Ola karmi Antka, a Robek sprawdza jakieś prace. Wtem: – Mamo? Możesz tu podejść na chwilę. – No akurat w tej chwili nie mogę… – A może weź dziecko i oddaj ojcu.
Iga czymś tam się bawi, za jej plecami Robek trzyma Antka na kolanach. Wtem dziewczynka się odwraca i pyta: – No coś ty zrobił z tym dzieckiem. Robek mruczy. Sam do siebie: – Zrobiłem je. Niestety nie docenia słuchu swej córki. Gdyż: – A jak? Pokaż!
– Kiedy jesteś w pracy, to nie możesz mnie zobacyć…
Rozmawia przez telefon. To znaczy – udaje, że rozmawia. Gada, co jej ślina na język przyniesie. Bez przerwy i przez piętnaście minut. W pewnym bierze odech i rzuca do słuchawki zdaniem: – …i jeszcze w kwestii makaronu… Niestety nie dowiedzieliśmy się na czym polega ta kwestia…
W rozmowie uczestniczą – Zatuś i Robek, ostatnie zdanie należy tradycyjnie do Igi: – I bierzesz kilo kukułek, kroisz każdą na pół i wrzucasz do butelki albo słoika. Zalewasz to i odstawiasz. – Ale czym zalewasz? Wódką czy spirytusem? Tu następuję wtrącenie: – Zalewajką. Pycha.
Ola wyszła do sklepu. I nie ma jej jakiś czas. Nagle, gdzieś nieopodal chłop zaczyna koszenie trawy. Kosiarką. Iga: – Oho… chyba skosili mamę…
Śpiewa piosenkę. Refren: – Żałosna twarz! Żałosna twa-a-a-a-arz!