…spór jest, kurwa, fundamentalny”*
„W Dąbrowie Górniczej są dwa rodzaje mieszkańców. Ci, którzy pochodzą stąd i najczęściej zamieszkują Zielone Dzielnice oraz ludność napływowa kieleckiego, małopolskiego i reszty Polski. Ta druga kategoria (proszę nie myśleć, że są gorszego sortu) całkiem inaczej patrzy na problemy i potrzeby miasta, bo ich serca są hen daleko stąd”. Albo to: „Proponuję wydać album ze zdjęciami dawnej Dąbrowy dla PRAWDZIWYCH mieszkańców Dąbrowy i ZAGŁĘBIA, oraz tych którzy wrośli w naszą historię” (zapisy oryginalne). Wydawało mi się, podobne bzdury i podziały mamy już dawno za sobą. No, niestety…
Powyższe wypowiedzi przeczytałem na jakimś forum nie dalej niż dwa miesiące temu. Czy są to zdania odosobnione? Śmiem wątpić i choć może ktoś powie, że stratą czasu jest się nad nimi pochylanie – muszę. Imperatyw wewnętrzny. Gdyż od lat, od czasu do czasu, stąd i zowąd się pojawiają, do szału skutecznie mię doprowadzając. Żeby jednak była jasność – wcale nie dlatego mi się ciśnienie podnosi, że jestem „ludność napływowa” (choć jestem, o tym za chwilę). Powód jest prosty – uważam to gadanie za niesprawiedliwe, uwłaczające i zwyczajnie bez sensu.
Moi dziadkowie nie urodzili się w Dąbrowie Górniczej. Pradziadek przed wojną jako oficer i legionista stacjonował z rodziną w Legionowie, potem wojna rzuciła go do Rumunii, rodzina ukrywała się w Libiążu, po – mieszkali trochę w Krakowie, gdzie pradziadek pracował na kolei, aż w końcu wylądowali w Katowicach. Jego syn, a mój dziadek – Adolf Strzała (przed wojną było to dość zwyczajne imię, choć pamiętam, że kiedy napisałem jego zdrobnienie – Dolek – w jakiejś uzupełniance w klasie trzeciej, Pani powiedziała mi, że tak nie wolno i mam zmienić na Tolek, a ja nie mogłem zrozumieć dlaczego) został technikiem budowlanym, kierownikował różnym budowom i specjalizował się w instalacjach sanitarnych i ciepłowniczych w sporej ilości instytucji w Dąbrowie (pierwsze z brzegu przykłady to – Liceum im. Generała Andersa, jeszcze niedawno L.Szenwalda, czy szpital). Tutaj poznał babcię, która pracowała w jakimś zakładowym sklepiku i przyjechała, tak!, z kieleckiego. Drudzy dziadkowie nadciągnęli z Mazowsza (dziadek, Siedlce) i Podlasia (babcia). Przebyli długa podróż, zatrzymując się po drodze tam, gdzie dziadek podejmował pracę w kopalniach (m.in. Łęczyca, Bytom). I ja wiem, że są to dla postronnych na pewno jakieś nudne i nieistotne sprawy, ale muszę o tym napisać. Z kilku powodów:
Po pierwsze – takich losów i historii jak powyższa jest mnóstwo. Podobnych Rodzin żyje w Dąbrowie tysiące. I nie są w żaden sposób gorsze, lepsze, wyjątkowe, inne. To ludzie, których przodkowie przyjechali tutaj, aby pracować, budować i współtworzyć, tworzyć miasto. Zakładać rodziny, kochać się, być szczęśliwymi, dożyć starości, umrzeć. Znam, oczywiście, opowieści rodowitych Zagłębiaków, jak to „chamstwo ze wsi nadciągnęło i dochodziło z nim do regularnych bitew”, słyszałem o trzymaniu kur i innych zwierząt hodowlanych w blokach, na balkonach, żółtych grzebieniach etc. I nie mam powodów, aby weń nie wierzyć. Mój drugi pradziadek, który całe życie pracował na roli i nigdy nie nauczył się czytać i pisać, kiedy przyjechał do swojej zamężnej córki do Gołonoga, poszedł do osiedlowej „administracji” i – dostając jakieś symboliczne wynagrodzenie, „na papierosy” – z powodu nudy i miłości do ziemi kosił (kosą) trawniki, łąki, chaszcze. Nie robił tego zresztą zbyt długo, bo z tej nudy i tęsknoty za wsią umarł… Wiem, że brzmi nostalgicznie i jak – nie przymierzając – z Konopnickiej niemal, ale tak było.
Przyjeżdżali ludzie ze wsi do Dąbrowy Górniczej. Z innych miast przyjeżdżali. Tak, jak robią to dzisiaj. Czasem byli to ludzie mądrzy i dobrzy, czasem głupi i źli. I jestem w stanie się założyć (a w dawnych czasach pewnie mógłbym do pojedynku stanąć), że mieszkańcy Dąbrowy też byli i tacy i tacy. Inna sprawa, że – kiedy popatrzymy na statystyki to się okaże, że w roku 1946 ludność naszego miasta wynosiła ok. 28000 osób, w 1970 było to już 62000, w 1982, czyli już po wybudowaniu i uruchomieniu Huty Katowice podskoczyła aż do 152 tysięcy (oczywiście, należy wziąć pod uwagę, że jest to czas, kiedy przyłączono do Dąbrowy dzisiejsze „zielone dzielnice”, m.in. Strzemieszyce i Ząbkowice), a aktualnie jest to ok.110 tysięcy mieszkańców – okaże się, że jakaś połowa mieszkańców naszego miasta to nie są PRAWDZIWI dąbrowianie.
Wracając jednak do ad rem (jak mawiał pan spod sklepu). Czasem przyjeżdżającym było tu dobrze, czasem lepiej, czasem nie bardzo. Tak czy inaczej jednak – stawali i stali się cząstką, tkanką Dąbrowy. A ona ich. Wrastali w siebie nawzajem. Byli/stawali się/są STĄD.
A trwanie w tych podziałach, wytykanie ludziom ich pochodzenia i wskazywanie po latach palcem? Zwykła buta, ignorancja i prostactwo.
Bo nawet jeśli przyjmiemy tezę, że na początku „ludności napływowej” nie było łatwo się zasymilować, to mówienie w wieku XXI, że takie osoby mają serca i interesy, gdzie indziej, nie da się nazwać inaczej, jak ksenofobią i pierdoleniem w bambus. Bo niby, że jak? Swoje podatki albo działania, myśli, kieruję do prababcinej wsi, w której byłem raz w życiu? Czy może prenumeruję i z zapartym tchem śledzę jakieś „Głosy Siedlec” , czy „Echa Legionowa”? Albo, nie wiem, dwa razy dziennie powtarzam dzieciom przy posiłkach – „pamiętajcie o korzeniach, przyjdzie dzień, że przejmiemy to miasto i założymy tu filie Łomż, Białychstoków, Suwałk, Łęczyc, Bytomiów, Jędrzejowów, Busek Zdrojów i innych (nie)PRAWDZIWYCH miast i wiosek.
Oczywiście, nie wierzę, że takie sytuacje i takie gadania miałyby doprowadzić do jakichś rozruchów, pogromów i tak dalej. Nie przesadzajmy, ludzie w swej zdecydowanej większości nie są jednak głupi… Mówię o tym, że nie godzi się dzielić w ten sposób. Na prawdziwych i nie.
Prawdziwy Polak. Prawdziwy katolik. Prawdziwy Zagłębiak, Dąbrowiak. I idąc tym tropem – Prawdziwy Dzielniczanin Osiedla Kasprzaka! Albo Ząbkowic! Strzemieszyc! Prawdziwy Mieszkaniec Bloku nr 38! Prawdziwy Ziemianin!
Na koniec muszę się jednak do czegoś przyznać… Czasami sam używam słowa „prawdziwy” w stosunku do ludzi. Najczęściej wtedy, kiedy myślę o prawdziwych idiotach…
* Łona „Błąd” (z płyty „Nawiasem mówiąc”, 2016)
( #PrzeglądDąbrowski, marzec 2018, tu wersja delikatnie dłuższa i z brzydkimi wyrazami)