Znowu nic o sporcie

Mimo głęboko zakorzenionego agnostycyzmu, obchodzimy z rodziną święta i w związku z tym, co jakiś czas ktoś mi zarzuca hipokryzję. Że to się wyklucza, że albo albo, tak się nie godzi, że jesteśmy niekonsekwentni. I  w  jakiś tam sposób przyznaję rację, ale nic nie poradzę. Nie może mi bowiem ten ktoś tego zabronić. Gdyż naprawdę lubię ten czas. Wigilijne potrawy i  zapach kompotu. Wieczorny spacer z dziećmi albo niewyściubianie nosa z domu, oglądanie filmów lub granie w gry wyciągnięte spod choinki z  krzywym szpicem. I  nawet to dzielenie się opłatkiem lubię. Pod warunkiem, że robi się to z tymi, z którymi naprawdę się żyje lub chce się żyć w zgodzie. Bo mówcie, co chcecie o mojej hipokryzji, ale i tak będzie ona mizerną w  porównaniu z  dzieleniem się opłatkiem i  życzeniem sobie wszystkiego dobrego przez wszystkich tych, którzy przez cały poprzedni (i cały kolejny) rok obrzucają się (obrzucać się będą) błotem (tak naprawdę wolałbym tu użyć bardziej dosadnego sformułowania). Nie kojarzy mi się to z niczym innym, jak z chwilowym zawieszeniem broni. I zaraz znowu ktoś mi powie, że „niepotrzebnie się wkręcam”, że „media mnie zmanipulowały”, „że tylko ta polityka, a jej to lepiej nie ruszać”, ale prawda jest niestety inna. Czy nam się to podoba, czy nie – polityka wyłazi na nas i atakuje z każdego kąta. Choć- byśmy, nie wiem jak, się bronili. Moja córka naprawdę bardzo ubolewa, że nie pójdzie do gimnazjum za 1,5 roku, tylko za trzy lata (tak, znowu ten sam przykład, ale nie jestem w stanie tego przełknąć ani wybaczyć). Moja ulubiona żona od września obserwuje, że w  podstawówce, w której pracuje, powoli zaczyna się ilościowe przecią- żenie, a problemów wcale nie jest mniej (przesunięte zostały tylko do innego budynku). Czy szkoła, w któ- rej pracuję, będzie funkcjonować, okaże się w  ciągu najbliższych kilku lat. Mam się nie odzywać albo mó- wić, że mi się podoba? Albo pojawia się pomysł, że co trzy lata jakaś komisja czy dyrektor ma oceniać postawę moralną nauczyciela. No więc bez względu na to, kto miałby tego dokonywać – ja się nie zgadzam. Chętnie zaproszę każdego na swoją lekcję, w każdej chwili poddam się badaniom psychiatrycznym (uważam, że każdy nauczyciel, i nie tylko, powinien je przechodzić, jak badanie profilaktyczne), ale od mojego prowadzenia się poza szkołą – won! Bo co to tak naprawdę miałoby oznaczać? Czy napicie się wódki w piątek jest moralne czy nie? A życie bez ślubu? Albo w związku homoseksualnym? Na jakiej podstawie i kto miałby nas, nauczycieli oceniać? I jaki to miałoby mieć związek z naszą fachowością i zaangażowaniem? I jak teraz o  tym piszę, to jest to polityka, czy niezgoda na jakieś idiotyzmy? Podczas tegorocznej aukcji w Plastyku wystawialiśmy z młodzieżą „Facecje o facetce” (nieskromnie powiem, że według mojego scenariusza) i  złapałem się na tym, że kombinuję, czy ktoś się gdzieś nie doczepi. Aż przypomniało mi się jedno ze zdań otwierających najlepszy polski film* – „Nie wiem, czy państwo sobie zdają sprawę z tego, że z chwilą zlikwidowania cenzury jako instytucji obowiązek cenzurowania spadnie na was?”. Dlaczego ja się muszę w ogóle nad tym pochylać? Czy jak wrzucę na fejsbuku piosenkę Kazika „Nie lubię już Polski”, to zaraz ktoś mnie przed jakąś komisją dyscyplinarną postawi? O co tutaj chodzi? Zastanawiam się, czy może mam już lekką paranoję i mi odbija, więc kumpel mówi, żebym wyszedł z netu i zobaczę, że się nakręcam. No to wychodzę. W osiedlowym sklepie dwie babki kłócą się o zakaz handlu w niedzielę, a starszy pan jest żywo zainteresowany faktem, od kiedy nie będzie mógł sobie kupić flaszki po 22. Wychodzę. „Muszę odpocząć!!!” – krzyczy we mnie Adaś Miauczyński, więc na przekór zaglądam do babci, która mówi, że już nie będzie mogła głosować na jakiegoś tam prezydenta, bo ma być ograniczona możliwość wielokrotnego startowania, „pewnie i tak nie dożyję, ale póki co, poszedłbyś i odebrał mi te leki, darmowe są, masz tu receptę”. No to idę do apteki, płacę dwie stówy i (znowu) wychodzę. Wpadam na kolegę muzyka. Mówi, że nie może już uczyć w szkole, bo skończył co prawda Akademię Muzyczną i ma wykształcenie pedagogiczne, ale, niestety, był to wydział jazzowy, a nie klasyczny. „A jazzu nikt nie kuma, men”. Idziemy ulicą kiedyś Dąbskiego, teraz Grynia (bardzo zła postać, bo „grał dobrych komunistów”), wchodzimy w Ludową i któryś z nas mówi, że pewnie też zmienią, bo się źle kojarzy, a drugi kompletnie tego nie rozumie. „O  lud ci chodzi? To jest coś złego w tym słowie? Przecież to my jesteśmy lud. Społeczeństwo”. I tak sobie próbujemy to rozkminić, aż nagle zza rogu wychodzi gość w koszulce. Koszulka jest z  napisem. „Śmierć wrogom ojczyzny”. A  ponieważ nie wiem, czy się kwalifikuję, umieram od samej logicznej i semantycznej analizy tego wypowiedzenia i dowiaduję się (albo i nie), jak to jest z tym agnostycyzmem, a na ziemi pokój ludziom dobrej woli.

*Ucieczka z kina „Wolność”, oczywiście.

Przegląd Dąbrowski, grudzień 2017

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *