Ogłoszenie drobne, 2016

Miał być felieton o Sylwestrze, miało być świątecznie. Sytuacja jest dynamiczna. Nie będzie… Przepraszam. Mniej lub bardziej świadomie – zrobiłem na sobie doświadczenie. Tak się bowiem złożyło, że w wieku lat 40. wszedłem w  posiadanie pierwszego w  życiu smartfona z  nieograniczonym dostępem do sieci. Ponadto, przeczytałem artykuł o tym, że 80% nastolatków jest online CAŁY CZAS. No i wymyśliłem, że zobaczę, jak to jest. Dziś mija miesiąc. Odradzam. Ponieważ na portalu społecznościowym zajmuję się kilkoma profilami i  promocją wydarzeń z  tym związanych, jestem zmuszony „uczestniczyć”. I wpadłem po uszy. Tak łatwo (w  każdej chwili) coś skomentować, tak łatwo (jednym palcem) coś udostępnić. Przede wszystkim jednak – tak trudno opanować „wewnętrzny przymus internetowej polemiki”. Dodatkowo okazało się, że niektórym solą w oku jest to moje w  „Przeglądzie…” pisanie (o  poglądy chodzi czy o co? nie wiem). W każdym razie – zawsze myślałem, że celem rozmowy jest porozumienie. I że jak na przykład ludzie nawzajem zadają pytania, to po to, żeby sobie na nie odpowiadać. Może moja naiwność wynika z faktu, że zawsze tak robię, a może z  zawodowego spaczenia – w  szkole rozmawiamy o problemie, zadajemy sobie pytania i wspólnie dochodzimy do jakichś wniosków. A jednak umrę głupi. W necie to nie działa. Mam teorię: jak człowiek uważa się za „dorosłego” i „dojrzałego”, to w pakiecie ma swoje zdanie, którego, choćby się waliło i paliło, nie zmieni (bo przecież nie po to latami je wypracowywał), a co gorsza – nie ma opcji, żeby wysłuchał, co drugi ma do powiedzenia. Wszędzie sami najmądrzejsi (ja, oczywiście, też) i  koniec! Klepiemy w  klawiatury, wyładowując swoje frustracje i obdarowując swoimi mądrościami całą tę bandę prostaków i  głupków (dla osób mających problemy z  czytaniem ze zrozumieniem – to jest IRONIA). I wkręcam się, bo wydaje mi się, że jest sens i jest z kim rozmawiać. A ani jednego, ani drugiego często tam nie ma. Przykład. Na początku grudnia na jednym z  forów przeczytałem bzdury, które na mój temat opublikował jeden z radnych (nie ma znaczenia który). Dowiedziałem się na przykład (i niestety, nie tylko ja), że piszę „teksty na polityczne zamówienie”. I „za pieniądze”. Kiedy bardzo tym dotknięty, ja, zwykły obywatel i słynny suweren, użyłem słowa „kłamstwo”, dowiedziałem się, że zostanę przeproszony, jeśli się okaże, że mówię prawdę. No „więc ja się po prostu nie zgadzam. Mało tego – ja zabraniam!”.* Tak to ma wyglądać? Bo co by się stało, gdybym to ja powiedział, że „jeden radny/urzędnik to łapówkarz, a drugi ma kochankę” (dla osób mających problemy z  czytaniem ze zrozumieniem – to jest taki wymyślony przykład)? I  jak się nie sprawdzi, to przeproszę. Nie wiem, co prawda, gdzie i kiedy, ale, proszę się nie martwić, zrobię to, słowo harcerza. Na drugi dzień miałbym założoną sprawę. Jak widać drugim aspektem bycia online cały czas, był w moim przypadku zmasowany atak informacji związanych z polityką. I ja naprawdę jestem tym bardzo zmęczony. Mam kolejną teorię, że im bardziej przyjazny dla ludzi kraj, tym mniejsze zainteresowanie działaniami polityków. Jeśli to prawda, to wnioski nasuwają się same. Miało być o Sylwestrze, jeszcze raz przepraszam. Robert Strzała PS Najgorsze jest to, że w ciągu tego miesiąca nie przeczytałem ani jednej książki. Z  przerażeniem stwierdziłem, że internecik ograniczył moją umiejętność skupienia się na dłuższym tekście. W związku z powyższym: PS 2 Telefon jest do kupienia. * „Ucieczka z kina Wolność”

Przegląd Dąbrowski, grudzień, 2016

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *