Maturą zredukowani (2014)

…napisano już o tym wiele. bardzo. ale gryzie mnie i dobija.

…po maturze pisemnej z języka obcego jedna Magda wyszła i mówi, że „co to ma w ogóle znaczyć? czemu to pierdolone wypracowanie trzeba zamknąć w stu słowach, kiedy ona dopiero się rozbujała i potem cała jej praca polegała właściwie na tym, że skreślała tak, żeby wyszło tyle słów, ile wymagają”. bo jak nie skreśli i praca będzie dłuższa, to odejmą jej punkty.
…to ja się pytam – czemu tak jest? i jedyną odpowiedzą, którą słyszę (nie tylko!) od uczniów jest, że „chyba po to, żeby się im lepiej i szybciej sprawdzało” (ewentualnie: „nie wiem, ale jest to idiotyzm na maksa”).
…a we mnie od razu budzi się teoria spiskowa i podejrzewam, że oprócz wyżej wymienionego powodu jest jeszcze jeden. ten, który opisał Orwell. ograniczanie języka (jakiegokolwiek) ogranicza nasze myślenie. mamy więc zredukować komunikację do tego, co najpotrzebniejsze. do niezbędnego minimum. wypowiadać się tylko na temat i nie rozkminiać za wiele. a jeśli już, to przy pomocy jak najmniejszej liczby słów. bo to szkodliwe. i grozi udoskonaleniem się robota.
…określa nas sms, status ogłoszony na portalu społecznościowym, naciśnięcie guzika „lubię to”, emotikona, zdjęcie z ręki.
…i nie będziemy potrafili (już nie potrafimy?) rozmawiać. wygłaszać – może…
…tym bardziej (mimo, że rzecz toczyła się w necie; ach, gdybyż tego POSŁUCHAĆ na żywo!) z dużą satysfakcją obserwowałem ostatnio dyskusję młodych ludzi o polityce, gospodarce, społeczeństwie. bez względu na to, czy zgadzam się z tymi poglądami, czy nie – podniecałem się bardzo doborem słownictwa i umiejętnością argumentacji. da się?
…wyrasta to jednak (chyba) najczęściej z myślenia pozasystemowego, poza- i ponadszkolnego. raczej z towarzyskiego obycia, przebywania z drugim człowiekiem, owszem, ale – czy ze szkoły?
…zgoda – uczymy się argumentowania, ubierania myśli w słowa, bronienia własnego zdania. wpływamy nawzajem na swoje poglądy, spojrzenie na rzeczywistość, myślenie, nie ma o czym gadać – wszystko to w szkole jest (lub być powinno).
…nie zmienia to faktu że, jak komuś się nie chce, to też można. jeśli ktoś rozwijać się nie ma ochoty, to szkoła mu w tym w żaden sposób nie przeszkodzi. a może wręcz pomoże…
…żeby samodzielne zdać maturę, myślenie nie jest absolutnie potrzebne (być może zmiany w tej materii przyniosą coś dobrego, bardzo na to liczę). tymczasem jednak – nie oszukujmy się – bardzo to jest trudne wyzwanie: nie zdać matury.
…kiedy szkoły biją się o wskaźniki zdawalności (przekładające się potem w sposób realny na rekrutację, ergo ilość uczniów, ergo zatrudnienie), który nauczyciel o zdrowych zmysłach i instynkcie samozachowawczym obleje kogoś na maturze ustnej?
…a doskonale wiemy, że nie wszyscy maturę zdać powinni i nie wszystkim ona w ogóle jest potrzebna.
…w pisemną z polskiego przestałem wierzyć już dawno temu. wiem, że to źle o mnie świadczy ale było to wtedy, kiedy jedna/jeden z moich uczennic/uczniów zdał/a maturę, a mogłem się zakładać o każde pieniądze (o wszystko chyba), że NIE MA TAKIEJ OPCJI I SIŁY.
…następny cios otrzymałem, kiedy sprawdzałem matury i czytałem o Marku Edelmanie takie rzeczy, że włos się jeżył na głowie i brzydziłbym się podawać tu przykłady. a potem okazywało się, że delikwent uzyskiwał (minimalną, bo minimalną) taką liczbę punktów, że maturę zdawał.
…po jednej z ustnych matur obruszony uczeń (nota bene – bardzo fajny i inteligentny koleś) stwierdził, że pytania były trudne, podchwytliwe i miały na celu chyba tylko go uwalenie, bo na przykład padło takie: „jak można interpretować zakończenie Tristana i Izoldy?”. a on nie wiedział, bo film się kończy inaczej! zaznaczmy, że aktualnie do matury ustnej można się przygotowywać od momentu wyboru tematu i wystarczy przeczytać trzy/cztery książki.

…nie znoszę współczesnej matury. ogranicza mnie i uczniów.
…mnie, bo muszę co jakiś czas „ćwiczyć czytanie ze zrozumieniem”, „pracować z arkuszem maturalnym” i podpowiadać, jak napisać wypracowanie, żeby było na temat przeczytanego przed chwilą fragmentu lektury. i – tak przyznaję, mówię to – zawsze zwracam uwagę, że matura to nie jest miejsce na popisy, wywody i elokwencję. to nie konkurs, tylko sprawdzenie przez obce nam osoby, czy potrafimy napisać to, czego od nas żądają w temacie, a autor przedstawił w książce. miejsca na myślenie nie przewidziano. synteza, konkret, około 250 słów (na języku obcym do 100!).
…może coś zmieni się w roku następnym (nowa nowa matura). fajnie by było, ale – póki co się nie wypowiadam (kilka lat temu pomysł ustnej matury bardzo mi się spodobał, a potem wyszło jak zawsze).
…i marzy mi się jeszcze taka sytuacja, w której będą dwa przedmioty – język polski (angielski, francuski) i (osobno!) przygotowanie do matury z tegoż języka. wiem, że to mrzonki. przecież szkolnictwo nie przynosi zysków i liczyć to można jedynie na redukcję etatów. bez przerwy tłumaczoną legendarnym i wygodnym niżem demograficznym. nie można zaprzeczyć – istnieje takie zjawisko, ale kiedy w szkole dałoby się utworzyć – dajmy na to – dwie 17 osobowe klasy, miasto/gmina daje zgodę na jedną, za to blisko 40 osobową. oczywiście jest taniej, jest gorzej i głupiej.

…fajne jest i potwornie mnie w tym wszystkim cieszy jedynie to, że nie narzekają tylko nauczyciele, ale przede wszystkim uczniowie. że „co to ma być i czemu ma służyć?” (na marginesie – przypomniała mi się moja uczennica sprzed lat, która nie słyszała na jedno ucho, więc egzamin gimnazjalny pisała na specjalnym, „dostosowanym” arkuszu i  po wyjściu z sali ze łzami w oczach powiedziała – „proszę pana, ja jestem głucha, ale nie głupia”.)

…bardziej realna od realizacji (sic!) mojego marzenia, jest matura, w której będzie się sprawdzało umiejętność napisania smsa. o miłości, lękach, postawach…

…bo po co myśleć? to przecież nic nie daje…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *