Spacer jest koniecznością. Pretekstem. Żeby właściciel Psa mógł zapalić papierosa, nie szkodząc zdrowiu dzieci.
Zasuwają więc – Pies i Pan – po twardym trotuarze, połączeni pępowiną smyczy. Pan – zadowolony; Pies – ledwozipiący, słaniający się na swoich krótkich nóżkach. Betonowy chodnik jest coraz twardszy – bolą łapy. Sikać! – nie ma czasu! Osiedle stoi otworem… – – – – – – – – – – – – – – – – –
Dom. Pan zwala się w buciorach na łóżko, Pies wpieprza michę kaszy i włazi do swojego kącika. Tylko cicho, tylko spokojnie. Żeby tylko nie zbudzić Pana.
Zasypiają:
Na łańcuchu Snów, Pies wybiega na spacer…