„Milicjanci kochają dzieci. O tym wie każdy. Kochają nie tylko własne dzieci, ale również wszystkie inne, jak popadnie, bez wybredzania. Jeśli nie wierzycie, obejrzyjcie filmy. Na filmach milicjanci zawsze uśmiechają się do dzieci. I salutują im bez ustanku. Gdy tylko posterunkowy zauważy chłopca, natychmiast zaniedbuje wszystkie obowiązki i biegnie, aby mu zasalutować. Gdy spostrzeże dziewczynkę – spieszy tak samo. Z pewnością jest mu wszystko jedno, czy to chłopiec, czy dziewczynka. Byleby zdążył zasalutować.
A milicjant, który się nie uśmiecha i nie salutuje, nie jest prawdziwym milicjantem.
Pomimo to, na szczęście, nieprawdziwi milicjanci czasem się zdarzają.”
…tak się zaczyna książka „Czarownik chodził po mieście” J.Tomina (wyd. 1966), którą czytałem dzieckiem będąc, a teraz napotkałem na półce. bo Idze chciałem coś poczytać…
…wybrałem inną książkę…
…o piracie rabarbarze.
…szowinistycznej świni…