…ponieważ mam taką możliwość, że często mogę iść do kina za darmo, a, jak wszyscy wiedzą, rzadko jest w tym kinie coś, zdarza mi się iść na cokolwiek. Jakiś czas temu byliśmy z kumplem na „terminator. ocalenie”. kino
pełne facetów. kilka facetek, które przyszły z tymi facetami. do kina. nie na film. kilka takich, którym misio cały film tłumaczył, o co chodzi. najgorsze rozwiązanie. kiedy nastąpiła ostatnia scena mój kompan prychnął śmiechem.
patrzę na niego, a obok siedzi jakaś pani i płacze…
… ostatnio trafiłem na „predators”.
…nie, nie spodziewałem się kina moralnego niepokoju. raczej rozrywki i bezmyślenia. i się nie czepiam, bo dostałem to czego chciałem. ale, ponieważ stoi za tym także rodriguez, mam nadzieję, że to był pastisz.
…UWAGA! CZYLI OSTRZEŻENIE:
OPOWIADAM FILM!
…było ich pięciu. potem dwunastu. nie no siedmiu chyba….
…najtwardszy Alien Brody. znaczy Adrien. znany wiadomo skąd. w jednej scenie siedzi z laską i są na zgliszczach, się znajdują. jakby na getcie siedzieli. i jest tak twardy, że nawet inni mówią o nim „twardziel”. a drużyna to cały przekrój społeczeństwa. a nawet ludzkości. bo jest biały lekarz (odmłodzony i doprzystojniony Wojewódzki Jakub), i murzyn (wyjątkowo ginie drugi, nie pierwszy, ale za to na pierwszy ogień idzie Meksykanin, szkoda, bo to „machette”). jest jeszcze Japończyk, co się nie odzywa, bo za dużo mówi, z jakuzy. jedna jedyna kobieta (nie pojawia się ani pół innej kobiety) oczywiście, ma sumienie, poświęca się i przeżyje. jest psychopatyczny więzień (jak dla mnie najbardziej wyrazista postać). przedstawicielem europy wschodniej jest oczywiście Rosjanin. ze Związku Radzieckiego albo z Rosji (zresztą obojętne –który Amerykanin rozróżnia te kraje? albo kiedykolwiek rozróżniał. ruski jest ruski. i koniec.). ruski wygląda jak Janusz Dzięcioł. strażak miejski, z którym potem próbowali, żeby jakieś programy
nawet prowadził, ale był słabo medialny. widocznie. niewidocznie raczej. ciekawa sprawa… w każdym razie naszego ruskiego Janusz Dzięcioł mógłby spokojnie dublować. umiejętności posługiwania się odgłosami ludzkimi mają podobne. w pewnym momencie jego rola polegała na tym, że wytłumaczył tym, którzy już tak naprawdę nic nie kumają, jakąś prawdę. najprostszymi zdaniami. jak ruski żołnierz do amerykańskiego widza. świetne.
…treść? he he he he…
…najpierw zajebiście, ale to naprawdę zajebiście bardzo dłuuuuuuugo spadał z nieba i przez chmury Adrien Brody. ale to potwornie długo. bo jak już spadł z nieba to potem jeszcze spadał przez drzewa, a potem krzewy i trawy. potem spadali inni. ale już krócej. i w różnych miejscach się spotykali. i dosyć szybko. spotykali się i szli (w sumie chyba każdy film można streścić, że ludzie chodzą i mówią). znajdowali się, spotykali, bili ze sobą (były waśnie narożnym tle i podejrzana próba podejrzliwości). jak się już wszyscy spotkali, to trochę zdobywali, a trochę uciekali. zdobywali informacje i uciekali przed nie wiadomo czym. tylko, że widz już przecież wiedział, co się stanie. kogo spotkają i kto ich chce zatłuc.
…podobało mi się łączenie scen i rozbijanie klimatu. że idą, idą, idą. muzyka, napięcie, strzelaninka (albo i nie, bo wystrzelali wszystkie naboje w pierwszym… pierwszej… no właśnie nie wiem czym i po co, ale tak było) i nagle nic. albo cały czas nic.
tak naprawdę fajnie się nic nie dzieje, a jednak coś tam niby jest. dłużyzny. ale takie, co ja lubię. jeżeli ktoś przyszedł na jedynie słusznych wrogów, to chyba słabo. a jest ostro. Franuz (z pyska), czyli Brody, wygłasza przemowy i niemal
do końca nie okazuje ani pół ludzkiego uczucia (bo na samym końcu trochę pokazuje). instynkt i kalkulacja. tak, żeby przez przypadek nikt go nie polubił.
…i biegną tylko cały czas. albo idą, ale szybko. i są różne scenerie. w dżungli, na skalnej pustyni. o! po górach nie szli. ale za to przez most! i łąka jest (taka najlepsza z możliwych łąk). i wpadnięcie do wody… i tunele takie jak w obcym. i szuwary. deszczu nie ma. bo słońce się nie rusza. tak jak i u nas. bo przecież jest heliocentryzm. choć język pozostał geocentryczny – nie mówimy przecież, że ziemia zasłania słońce, mówimy, że słońce wschodzi. lub
zachodzi. zależnie od sytuacji…
…no i idą, idą i zbierają te informacje. i cały czas coś ich zabija. a my cały czas wiemy co. pada chyba jeden żart i jest śmieszny. jeśli się przyjmie konwencję. konwencję?
…gatunek dziś nie istnieje. żaden. ale szkoła nie pomoże w dowiedzeniu się tego faktu. w szkole zazwyczaj się dąży do systematyzacji i określania gatunków. zresztą, jeśli współczesna literatura polska kończy się na „tangu”, potem trzeba na własną rękę, to czego się spodziewać? a nie wszystkim się na własną rękę chce. mniejszości chyba. literatura współczesna według podręczników szkolnych zaczyna się w 1945 roku i chyba trwa (podręczniki w ogóle nie zajmują się tym problemem). od tej pory nic się nie zmieniło przecież. to tylko 65 lat. raptem. literatura powszechna niemal nie istnieje. szczątki klasyki w postaci jedynej czytanej przez człowieka ze średnim wykształceniem „Antygony” (nikt mi nie wmówi, że czyta do poduszki Ajschylosa czy Eurypidesa). wszyscy grecy chodzą owinięci w białe prześcieradła i mają podobne nazwiska (włochów natomiast są dwa typy – Bartollini
Bartłomiej albo typ z „Nie lubię poniedziałku”).
…długo szukali tego, co wszyscy wiedzieli, że się stanie. a właściwie to nie szukali, tylko uciekali, a ich szukało to, co wszyscy chcieli, żeby ich znalazło. jak ich już znalazło, to byli zdziwieni. i dalej się niewiele działo ale w fajny sposób. tylko jak dla mnie trochę za długo…
…walka na karabin, wybuch granatów pęku, nożyk, miecz samurajski, pięści. wesoło było, na serio.
nie idę drugi raz…