…naprawdę nie wiem, co mnie podkusiło?
…gdyż nie należę do żadnych nauczycielskich grup na fejsbuku (w ogóle się staram nie należeć do żadnych grup typu właściciele psów, grzybiarze, ateiści czy wyznawcy, bo każda z nich pachnie mi sekciarstwem i kojarzy mi się w nawalanką we wszystko, co jest niezgodne z linią partyjną), ale po publikacji artykułu o łamaniu praw ucznia w szkolnych statutach i dopamińskim raporcie (link), koleżanka mi mówi – „zajrzyj sobie na ogólnopolską grupę nauczycieli i zobacz sobie reakcje, bo chyba nie o to wam chodziło”.
…gdyż reakcje były dość – co mega smutne – przewidywalne (choć podkreślam – nie wszystkie) i głównie lokowały się pomiędzy – „zapraszam autorów tego pomysłu do pracy w szkole” (może nie jestem wybitny, moi uczniowie nie zdają matur na poziomach 90/100% i nie wymieniają na wyrywki numerów „Pieśni” Kochanowskiego, a moje słownictwo pozostawia wiele do życzenia, ale – heloł, jestem tu!), przez – „kolejny atak na nauczycieli, którzy mają przejebane” (no nie powiem, lekko nie jest), po – „pewnie! nic teraz nie będzie można zrobić, pozwólmy na wszystko, wykształćmy idiotów, bo takimi się łatwiej rządzi”.
I muszę po raz kolejny napisać, że to jest o ciągle tym samym. Że uczymy dzieci, uczymy młodzież, pracujemy w szkole… …i robimy to na postawach, na więziach, na relacjach. Uczymy, że uczymy się na błędach i powinniśmy z nich wyciągać wnioski, a nie obrażać się, nie zamykać w swoich skorupach oraz cierpiętnictwie. Uczymy… …niby to robimy, a czy sami nie postępujemy właśnie odwrotnie?
Raport o prawach ucznia miał być/jest NARZĘDZIEM, z którego można wyciągnąć wnioski i o którym należy dyskutować, ale są tam też kwestie niepodlegające żadnej dyskusji (choćby ten słynny wygląd i strój, którego NIE WOLNO oceniać, ustalając ocenę z zachowania – moim zdaniem jest ona totalnym przeżytkiem, ale to tak na marginesie). I skoro mamy uczyć postaw, to co to mówi młodemu człowiekowi, który wie (bo w przeciwieństwie do nas korzysta z TikToka albo szuka informacji, bo coś mu tu jednak w tej szkole nie gra), że średnia ważona nie powinna się wydarzać, bo jest NIESPRAWIEDLIWA i nie o to chodzi w ocenianiu postępów i rozwoju, żeby wszystko zważyć, policzyć algorytmem i uśrednić, a w szkole słyszy – „no tak, wiem, że to jest kontrowersyjne, ale ja tak zawsze robiłam/em, a poza tym, jak się was nie zmusi, to zostaniecie dzbanami”? Czy to jest właśnie TA postawa wobec prawa i wobec drugiego Człowieka, o którą nam chodzi?
Gadamy w kółko o tym, w jakim to społeczeństwie żyjemy. Że jesteśmy analfabetami, że ciągły podział, gdzie tylko się da, bo nie umiemy ze sobą rozmawiać, a tylko się bez przerwy o coś tłuczemy, że jest jak jest, bo nie znamy swoich praw i nie potrafimy się o nie upominać, że społeczeństwo obywatelskie to fikcja, a „samorząd się nam nie udał”, a z drugiej strony… …wybieramy sobie z przepisów to, co nam odpowiada, naginamy, a jak coś nam nie pasuje, to – „atakują nas, ratunku!”. Chcemy, by szanowano nasze prawa, ale prawa innych nas trochę uwierają…
Chcemy żyć w szanującym się i otwartym na siebie społeczeństwie, a często uczymy w szkole czegoś zupełnie odwrotnego. Spoko, zrobimy jutro Dzień Tolerancji, czy tam innych praw człowieka, przeprowadzimy raz w roku godzinę wychowawczą o integracji, czy jakimś zdrowiu psychicznym i będzie okej. Już się nie będą dzieci zabijać…
Nie możemy o 8.00 omawiać na „wychowawczej” Konwencji Praw Dziecka, a godzinę później na swoim przedmiocie wstawić siedemiuset jedynek za brak zeszytu („zapomniałem”), pracy domowej (‘nie dałem rady, bo naprawdę byłem zmęczony” – tak, to jest wystarczające i druzgoczące w swojej prawdzie wyjaśnienie). Nie możemy uczyć o fikcji. Bo w pierwszym zdaniu umarła Urszulka, ale w drugim – pies to tylko pies, a egzamin sam się nie zda, trzeba zapierdalać.
Tak, wiem – jest dokumentacja, jest podstawa programowa, są idiotyczne rozporządzenia i zalecenia i jest straszny minister. Że każdy z nas ma inną specyfikę pracy, inną szkołę, osoby, które uczy, rodziny, dyrektorów… Wiem to wszystko… …i wiem, że nie jest to bez znaczenia. Że jest bardzo ważne i prawdziwe… …ale system to my.
Pewnie bardzo źle to o mnie świadczy, ale naprawdę mam mocno wyjebane na to, czy moi uczniowie będą potrafili wyrecytować z pamięci wszystkie środki stylistyczne z „Ody do młodości” (wiem, to co wszyscy wiemy i mówimy – byle nie na głos – jest im to potrzebne tylko i wyłącznie po to, żeby zdobyć punkt na maturze), choć mocno zależy mi na tym, żeby umieli czytać i interpretować teksty kultury (nie mogę i nie chcę ich do tego zmusić, mogę tylko pomóc).
Najważniejsze jest jednak – moim zdaniem – żeby nie udawać. Żeby rozmawiać, poznawać zdanie drugiego i podejmować z nim dyskusję pozbawioną elementu – „gadasz bzdury i jest to nieprawda, tylko dlatego, bo ja myślę inaczej”. No i żeby samemu się uczyć i potrafić przyznawać do pomyłek.
Mógłbym naprawdę jeszcze bardzo długo, ale i tak wiem, że mało kto to przeczyta. Tak jak (obstawiam) mało który komentujący i atakujący nie przeczytał artykułu, od którego zacząłem, a tylko sam nagłówek, a tylko tytuł (który swoją drogą był dość niefortunny, ale o tym nie teraz). I to też o wielu rzeczach mówi…
Dodam jeszcze tylko dwie rzeczy. Dobrą i nie wiem, jaką…
Nie wiem jaka, jest taka, że zostałem zaproszony do panelu dyskusyjnego o zdrowiu psychicznym młodych ludzi. I jadę tam z wielkim dylematem. Po pierwsze bowiem – dorośli będą rozmawiać o kryzysie, do którego sami w dużej mierze się przyczyniają. Po drugie – akcja ma się odbywać w czasie strajku. A ja – czytając takie rzeczy i komentarze – coraz mniej się jednak solidaryzuję. Ale wiem, że to wszystko jest ważne i chciałbym to powiedzieć głośno…
Dobra jest taka, że w październiku mam też mówić na konferencji o Pięknie. I najpierw sobie wymyśliłem, że będzie o Pięknie, które odbieramy zmysłami, o Pięknie świata zewnętrznego. Po weekendzie spędzonym z moją najnowszą klasą chcę jednak mówić o Pięknie w relacjach, o Pięknie otwartości, które tylko czeka, żeby je zobaczyć. Jakkolwiek banalnie to nie zabrzmi – o Pięknie w drugim Człowieku. Warunkiem, żeby je dostrzec jest dostrzeżenie Człowieka. Najpierw. Nie kobiety, ucznia, nauczyciela, kierowcy. Nie algorytmu. I tak dalej i tym podobne… Mam usta pełne banałów…
P.S. Aha… …jakby ktoś chciał się doczepić do tego, że używam wulgaryzmów, to naprawdę – strata czasu, dużo istotniejsze jest to, żeby przestać się zabijać choćby komentarzach… …przestać kolejne podziały tworzyć (mam cichą nadzieję, że się do tego nie przyczyniam)