Bez zbędnych wstępów. Śmiem twierdzić, że przy obecnym systemie rekrutacji egzamin ósmoklasisty może być dużo bardziej stresujący i ważniejszy niż matura. Z bardzo prostej przyczyny – niezdaną maturę można poprawić (w sierpniu, za rok, za dwa). Mało tego – można sobie poprawiać jej wynik, jeśli nie jest się z niego zadowolonym.
Egzamin ósmoklasisty jest raz na zawsze, z jego wynikiem nie da się zrobić nic, a te pieprzone procenty mogą zadecydować, do jakiej dostaniesz się szkoły średniej. Bo przecież bardzo mocno bierze się je pod uwagę.
Pomijając już absurdalność sytuacji, w której w wieku lat 14/15 masz zdecydować, co – wiem, że to tylko teoria – „chcesz robić w życiu”, myślę sobie, że dosyć jest to nie fair. Bo jesteś nastolatką, dostajesz jakiegoś potężnego okresu, a za godzinę masz pisać egzamin z matematyki, choć ledwo widzisz na oczy. Albo stary wczoraj wrócił pijany, zrobił w nocy awanturę, więc słabo spałeś i jesteś nieprzytomny. No i co teraz będzie z tym wymarzonym liceum?
To jest naprawdę nieporozumienie z tą rekrutacją do szkół średnich. Bo wiadomo też powszechnie, że, aby sobie podnieść wynik i zapewnić „dobry start” – korepetycje! Przynajmniej z polskiego, matmy i angielskiego. Nie wszystkich stać, więc ci, których nie stać mają duże szanse wypaść gorzej. Czyli iść do „gorszej” szkoły? Czyli o czym to jest, jeśli nie o różnicach pogłębianiu się lub utrzymywaniu istniejących różnic społecznych?
Na dokładkę wielu nauczycieli właśnie się zorientowało, że koniec roku za pasem, trzeba wystawić oceny, więc lecimy ze sprawdzianami (wczoraj mi kumpel mówi, że jego córka ma w tym tygodniu cztery). Dowalmy im, mało mają stresu oraz stopni.
A warto zauważyć, że JEDYNYM świadectwem, które ma jakiekolwiek znaczenie jest właśnie to z ósmej klasy. Pozostałe NAPRAWDĘ są czymś w rodzaju pamiątki, że się tego i tego roku chodziło do jakiejś tam klasy (polecam się nad tym zastanowić – no mylę się?). Bardzo często mamy, my nauczyciele, jakieś takie myślenie wdrukowane, że nasz przedmiot jest najważniejszy i bez niego w ogóle nie da się żyć później. No więc, myślę sobie, że albo to sobie wmawiamy albo mocno nam się wydaje i nie chcemy się przyznać, że to jest nieprawda.
Na koniec jeszcze takie zdanie, że w jednej szkole trzeba się napocić, żeby mieć tróję, a w innej z tego samego przedmiotu nauczyciel(ka) ma stopnie w dupie i wstawia piątki od góry do dołu za samą obecność…
…podsumowując krótko – egzamin ósmoklasisty jest gorszy od matury, a pomysł na rekrutację do szkół średnich jak ssał, tak ssie…