W zeszły wtorek odbył się w moim mieście panel dyskusyjny z udziałem licznie zgromadzonej młodzieży (choć wysoką frekwencję, nazywaną przez panelistów „zainteresowaniem” najprawdopodobniej i w jakiś sposób tłumaczy treść „zaproszenia” wysłanego do szkół – zdjęcie) oraz przez młodzież organizowany.
I tutaj powinienem zamilknąć, bo jak coś robi młodzież i wkłada w to serce, to jest to miód na serce moje (tu wielki ukłon w stronę prowadzącej Kasi), ale muszę napisać o jednej kwestii, która mi spać nie daje, którą poruszyli paneliści i która jest dla mnie bardzo ważna…
Bo temat dyskusji dotyczył przyszłości edukacji i zdrowia psychicznego młodzieży, więc wskazano cztery najważniejsze „strefy wpływu”, czyli rodziców, pandemię, social media i internet oraz kryzys psychiatrii dziecięcej. Trudno się nie zgodzić i wszystko to prawda, natomiast wydaje mi się, że przeoczono tu jeszcze szkołę, która ze swoimi średnimi, rankingami, pracami domowymi oraz wiecznym testowaniem i sprawdzaniem wywiera ogromną presję na młodego człowieka. I nie można tej przestrzeni pominąć, zwłaszcza kiedy się pomyśli, ile czasu dzieci i młodzież w szkołach spędzają, że jest to dla nich miejsce ważne oraz połączy to z wymienionymi wyżej aspektami.
Poruszyłem ten temat i z przykrością stwierdzam, że nie uzyskałem odpowiedzi, która by mnie satysfakcjonowała. Usłyszałem bowiem, że nie wszyscy uczniowie nie chcą dostawać ocen. Pomijając fakt, że w ogóle nie o to pytałem, warto zauważyć, że w „Ustawie o Systemie Oświaty nie ma słowa „ocena”, a „stopień”. I możecie powiedzieć, że to nie jest istotne, ale moim zdaniem jest jednak inaczej. To naprawdę znaczące. Mowa jest bowiem o „stopniu opanowania podstawy programowej”, a nie o ocenie. Czyli nie o ocenianiu kogoś przez kogoś mówi dokument nadrzędny (czujecie różnicę).
Najbardziej jednak nie zgadzam się z odpowiedzią jednej z panelistek na pytanie, co zrobić, żeby szkoły się zmieniły? Młodzi ludzie usłyszeli bowiem, żeby zostali politykami i się tym zajęli w przyszłości.
No więc –nie. Nic bardziej mylnego. Po pierwsze bowiem mówi to polityczka, więc poniekąd sama sobie zaprzecza, no bo po co oni mają zostawać politykami, skoro mają ją? Po drugie – dla młodych ludzi najważniejsze jest tu i teraz. Ich życie, ich szkoły, ich codzienność. Szkoła ich dzieci i wnuków to abstrakcja. Oni nie chcą i nie mogą czekać. „Jak dorośniecie, zmienicie szkołę”. Nie, nie i jeszcze raz nie.
Przede wszystkim bowiem – takie myślenie jest zwyczajnie szkodliwe i – moim zdaniem – tak nie można/tak nie powinno się. Trzeba wręcz odwrotnie. Dawać młodym ludziom możliwości, oddawać im głos, dać jak największe wsparcie, wspomóc doświadczeniem, wiedzą i całym sobą. Uświadamiać ich, że te wszystkie Samorządy Uczniowskie (pamiętajmy, że cała społeczność uczniowska stanowi szkolny samorząd), czy Młodzieżowe Rady Miasta nie są tylko od organizowania dyskotek, robienia gazetek, czy opiniowania skreślania swoich kolegów z listy uczniów. Mają prawo i możliwość dyskutowania z dyrekcjami i gronami pedagogicznymi , wprowadzania propozycji do zmian statutowych, czy wszelkich innych rozwiązań oraz (choć to może najmniej istotne) wybierania swoich opiekunów.
Wszystko po to, aby wspólnie dojść do punktu, w którym szkoła stanie się dla wszystkich bardziej przyjaznym miejscem. I jeżeli nie zrozumiemy, że dorośli muszą zacząć słuchać dzieci i młodzieży, bo oni naprawdę wiedzą, na czym wszelkie bolączki szkoły polegają, mało tego – mają pomysły, jak to zmienić i rozwiązać, bo właśnie ich najbardziej sprawa dotyczy, dopóki nie dotrze do nas, że młodzi ludzie zwyczajnie mają głos i są najważniejszym elementem tej układanki, to o przyszłości szkoły w Europie możemy sobie elegancko opowiadać, nieustająco przerzucając winę na innych i podkreślając, że u nas to jest fajnie.
No, ale o czym ja tutaj, skoro zakończenie panelu wyglądało tak, że, kiedy pojawiły się w górze ręce młodzieży, trzeba było kończyć, bo, cytuję jednego z młodszych uczestników – „z Warszawy przyjechał jakiś pan i przekazał pozdrowienia od jakiegoś przewodniczącego, czy coś”…
No, cóż… W Polsce o prawach kobiet wciąż rozmawiają głównie mężczyźni, o seksie księża, a o dzieciach dorośli…