Tydzień.
Tyle zajęło mi trzymanie nerwów na wodzy i języka za zębami.
Kiedy znajomi wrzucali w zeszłym tygodniu na fejsa zdjęcia swoich uśmiechniętych dzieci, idących do pierwszej klasy, grzecznie lajkowałem i powstrzymywałem się od komentarzy typu „poczekajcie, jeszcze zgaszą im te uśmiechy”. Kiedy mój syn powiedział, że trochę się cyka iść do szkoły, bo to „jednak szósta klasa”, no i nie był tam od pół roku, mówiłem, żeby dał se spokój, bo jest mądry i ogarnięty i żeby się nie przejmował, będzie dobrze.
31. sierpnia ze szczerą radością myślałem sobie, że jest fajnie – wracam do swojej ulubionej szkoły, spotkam się z moją ukochaną klasą, poznam nowych ludzi z klasy pierwszej…
Minął tydzień i tylko tyle było trzeba, żeby sprowadzić mnie na ziemię, podnieść mi ciśnienie oraz doprowadzić stopień wkurwienia do pozycji „constans”.
Moje miasto, garść faktów i historyjek (nie korzystam z opowieści internetowych, a jedynie własnego doświadczenia i przyjacielskich relacji).
Ze szkoły podstawowej…
Pan/i mówi, że będzie codziennie zadawała dodatkowe prace domowe, bo egzamin, a wychowawczyni – „pamiętajcie, że to nie jest wyścig szczurów, ale mamy w szkole coś takiego, jak tytuł absolwenta roku i wystarczy być dobrym ze wszystkiego”. Słowo egzamin odmieniane na wszystkich przedmiotach bez opamiętania i jak mantra. A przecież te dzieci nie są głupie i naprawdę o tym wiedzą. Pewnie jednak trzeba im wbić do głowy, że to najważniejsze wydarzenie w tym roku, jeśli nie w życiu (co to jest za kłamstwo potworne?!), a w zeszłym wyniki były bardzo wysokie i „mamy nadzieję, że dorównacie do tego poziomu”. Kto ma tę nadzieję i komu na tym zależy? – ja się pytam. Dyrektorom i Nauczycielom, czy Uczniom? Wciąż wydaje mi się, że tym pierwszym, bo wtedy ich szkoła będzie wysoko w jakimś nikomu niepotrzebnym rankingu, więc wmawiają tym drugim, że to takie najważniejsze na świecie, ci się ciśnieniują i żyłują, Rodzice się nakręcają, karuzela się kręci. Moje nadwrażliwe dziecko płacze i nie jestem w stanie go przekonać (rodzic dla nastolatki rzadko bywa autorytetem jednak), że w dupie centralnie ma mieć ten pieprzony egzamin, bo nie jest jej do niczego potrzebny… Z bezsilnością stwierdzam, że szkoła zwyczajnie dopierdala mojemu dziecku… Myślę o zdjęciach uśmiechniętych pierwszaczków…
…i ze szkoły średniej…
Zebranie z Rodzicami Uczniów klas pierwszych. Przyjaciel się wzbrania, ale w końcu idzie, w połowie skacze mu ciśnienie, musi wyjść. Zebranie trwa 1,5 godziny, podczas której najpierw dyrektor/ka zapoznaje z pandemicznymi procedurami, a potem przez godzinę nawija o modelu absolwenta, który jest cudowny, super oraz od linijki, że wyniki matur są na bardzo wysokim poziomie (patrz procenty) i zrobią wszystko, żeby tak się to utrzymało, ale żeby się udało Uczniowie muszą dać z siebie wszystko, no i trzeba będzie ich przycisnąć, Państwo rozumieją…
Nie wiem, czy Państwo to robią, ale na pewno wielu zadaje sobie pytanie – gdzie w tym wszystkich jest Człowiek?
Robię to i odpowiedź/konkluzja jest przerażająca.
Bo go tu zwyczajnie nie ma. Jest uczeń. Uczeń – model absolwenta, uczeń-maszyna do zdawania egzaminów, uczeń-robot do podnoszenia rankingu i prestiżu placówki oświatowej, szumnie nazywanej szkołą.
W weekend spotykam innego pierwszorocznego. Przychodzi i mówi, że mają jakiś tam przedmiot z panią, która jest postrachem szkoły i już się wszyscy trzęsą od samych tylko opowieści.
Ze względu na covid zajęcia zaczynają o 11, kończą o 18.25, więc jednak nie będzie miał tyle wolnego czasu, ile sobie jeszcze przed wakacjami wyobrażał, instrument, na którym gra, musi poczekać… 5 lat? Czy może do emerytury (pod warunkiem, że mu się nie odechce albo że świat nie zdąży się skończyć)?
W innym LO drugi tydzień nauki w klasie pierwszej zainaugurowano sprawdzianami (między innymi z układu pierwiastków – po polsku, angielsku i skrótem). To nie wyścig szczurów, macie być najlepsi!
W jeszcze innym nauczyciel/ka wita pierwszaków, którzy jeszcze kilka dni temu jarali się myślą o nowej szkole, słowami – „wszystko, co o mnie słyszeliście to prawda. Macie przesrane”.
W tym samym czasie dochodzą do mnie głosy, że w kilku kolejnych szkołach dąbrowskich wyłączono dzwonki. W jednej, bo jest covid i nauczyciele sami sobie regulują, żeby się klasy na korytarzu nie spotkały, a w innej, bo gdzieś indziej wyłączyli i nie chcą zostawać w tyle („kto wyłączy ostatni, ten syf”). Fajnie, cieszę się, naprawdę, bardzo… …ale – jeśli nic więcej za tym nie pójdzie – nie boję się nazwać tego niczym więcej, jak tylko działaniami pozorowanymi. No, sorry, grzeczny i miły już byłem…
Opadam z sił. Minął tylko jeden, pierdolony, tydzień, a już wiem, że muszę jakoś na nowo osiągnąć stan entuzjazmu, jaki towarzyszył nam po zorganizowaniu I Dąbrowskiego Forum dla Edukacji, na którym padło wiele pięknych i wspaniałych deklaracji, z których w perspektywie globalnej niewiele tak naprawdę wynikło (choć byłbym mega niesprawiedliwy, gdybym powiedział, że nic – ucałowania dla Wszystkich tych, którzy nie ulegają szaleństwu, trzymajcie się Kochani; pozdro dla Dyrekcji i Grona Szkoły, w której pracuję, wiele dobrego się tu dzieje, że nie mam pytań; to nie jest podlizywanie, ani przechwałki, zawsze piszę, co myślę).
Nic nie zmienił covid i chwilowy stan powtarzania na każdym kroku, że „nie przejmujcie się, trzymajcie się, nie ma wartości większej niż życie i zdrowie”. Bo już jest spoko – przeżyliśmy, możemy wrócić do starych nawyków i zachowań… Możemy znowu się napierdalać…
Na litość boską! Przecież to wszystko jest tak cholernie proste…
Drugiego września zadałem pierwszej klasie kilka prostych pytań – jak wyobrażacie sobie lekcje w tej szkole? Jak chcielibyście, żeby wyglądały? Jakie są Wasze oczekiwania?
Odpowiedzi są równie proste i oczywiste (to są prawdziwe cytaty) – chcielibyśmy, żeby była przyjacielska, a nawet rodzinna atmosfera; żeby nas traktowano, jak ludzi. I nie chcielibyśmy, żeby na nas krzyczano. Nie chcielibyśmy się bać. I jak tak będzie, to my już sobie resztę naprawdę ogarniemy…
Nic więcej, nic mniej…
www.xmc.pl
Przyznam szczerze, że miło i przyjemnie się czyta Twój Portal. Masz wielki talent, ambicję i lekkie pióro… gratuluję 🙂