Tradycyjna epidemia głupoty

Kilka dni temu w jakiejś chorwackiej mieścinie spalono kukły całujących się gejów. „Kukłę przyniesiono na główny plac miasta w trakcie pochodu, w którym brało udział wielu mieszkańców. Przedstawiała dwóch mężczyzn z małym dzieckiem, które miało twarz Nenada Stazicia, deputowanego Socjaldemokratycznej Partii Chorwacji. Na czole miał narysowaną pięcioramienną gwiazdę, taką jaka widniała na fladze byłej Jugosławii […] Jesteśmy konserwatywnym społeczeństwem i trzymamy się tradycji. Uważamy, że jest to słuszne – tłumaczył happening Milivoj Duka prezes Towarzystwa Kultury, które było organizatorem festynu” [podkreślenie moje] (link).

I choć co prawda jeden Pan, którego bardzo cenię i szanuję, powiedział mi niedawno, że mam klasę, to muszę się jednak uderzyć w pierś i przeprosić, bo tutaj moja klasa (wątpliwej zresztą jakości – osobiście mam o sobie jednak dużo gorsze niż Pan zdanie) zdecydowanie się kończy.
 
Gdyż, kurwa mać, jak to? Oraz – że co?! Jaka, kurwa, tradycja? Jaka kultura? Jakie społeczeństwo?

Z tego co pamiętam, nie tak dawne spalenie w Polsce kukły Żyda też tłumaczono jakąś tam tradycją.

No więc pomysły mam następujące (i liczę, oczywiście, na Wasze):

  • Z okazji Dnia Edukacji Narodowej, a przede wszystkim na cześć Heraklesa – proponuję symboliczne kamienowanie nauczyciela. Zamiast kamieni – wzorem greckiego herosa – należy posłużyć się książkami, a rzucać powinny dzieci oraz młodzież.
  • Niejako w ramach odwetu na Dzień Dziecka, ale głównie po to, aby upamiętnić krucjaty dziecięce, można by przeganiać po ulicach miast aktorów/dzieci. Aktorzy będą ucharakteryzowani w taki sposób, żeby krew lała się im zewsząd, ewentualnie publika będzie zwyczajnie napierdalać w nich ostrymi narzędziami, a na samym końcu gonitwy można (w tych większych i bogatszych gminach) zwyczajnie te dzieci krzyżować.
  • Na zlotach fanów twórczości Marka Koterskiego można symbolicznie topić psy (celem jest upamiętnienie scen z „Nic śmiesznego” – „panie rezyseze, ten piesek będzie dobry do spalenia” albo „Siedmiu uczuć”).
  • W ramach zabaw karnawałowych (zwłaszcza w szkołach podstawowych bym to widział) oraz w ramach Przyjaźni Polsko-Amerykańskiej zakładajmy naszym rodzinom tradycyjne stroje KKK i palmy krzyże. Obchody centralne proponuję uświetnić linczem czarnoskórej – póki co – kukły.
  • Z mniej drastycznych tradycji chętnie obejrzałbym pogrzeby śledzia oraz żuru, postrzyżyny oraz tłuczenie dzieci linijką po łapach. Powołując się też na tradycyjne metody wychowawcze ojca Paganiniego – tłuczmy nasze dzieci niemiłosiernie i bez litości. Sukces gwarantowany…

(Ważne!!! – szczególną uwagę należy zwrócić na uczestnictwo w wyżej wymienionych obrzędach dzieci i młodzieży. Niech się kształcą od jak najmłodszych lat).

***

I może to wszystko byłoby w jakimkolwiek stopniu śmieszne, gdyby tak naprawdę nie było po prostu tragiczne i przerażające. Wzbudzające obrzydzenie, a przede wszystkim lęk. Pamiętacie, co powiedział Marian Turski? Że „Auschwitz nie wzięło się znikąd”?

A przypominam tylko delikatnie, że zanim Raskolnikow zabił lichwiarkę najpierw sprowadził jej wyobrażenie do poziomu wszy. To samo zresztą zrobili naziści z Żydami. Pokazali ich jako insekty, które należy wytępić. To sprowadzenie istoty ludzkiej (czy jakiejkolwiek innej) do poziomu pasożyta, czy wręcz przedmiotu (kukła, lalka) niesie za sobą takie bowiem konsekwencje, że przestajemy w tejże istocie widzieć Człowieka, czy Zwierzę. Istotę, która czuje i ma takie same prawa do życia, jak my.

I nie mówcie tu na przykład o Marzannie, bo zima nie jest osobą (topiąc, czy paląc jej figurę nie wyobrażam sobie kierowców odśnieżarek). I nie mówcie, że przesadzam. Bo z drugiej strony patrząc – oddawanie czci figurom Matki Boskiej albo Chrystusa, czy całowanie obrazków świętych (co nota bene jest całkowicie niezgodne z biblijnym przekazem) jest moim zdaniem niemal dokładnie tym samym. Tylko znajduje się  po prostu na drugim biegunie. I tak jak we wcześniejszych przykładach dehumanizacja prowadzi do nienawiści, tak w przypadku drugim jest drogą do tworzenia bóstw. Tak czy inaczej – w obu przypadkach „obiekt” zostaje odczłowieczony…

Tradycja przedstawień znienawidzonych postaci w ogóle ma się dobrze i wydaje się być niezachwiana. Przypomnijcie sobie choćby te wszystkie postacie i kukły, które pojawiały się na pochodach pierwszomajowych (pamiętacie ten fragment „Kroniki filmowej”, który Wajda wykorzystał w „Człowieku z marmuru”? Franco, Adenauer, Eisenhover i reszta. Wynaturzeni i zohydzeni przez władzę. Wszystko po to, aby stworzyć takie ich wyobrażenie w oczach i umysłach tłuszczy. Ktoś powie, że to karykatura i satyra. Tyle tylko, że przede wszystkim należy zastanowić się nad jej ostatecznym celem. Jeśli jest to wyśmianie, czy wskazanie jakiejś cechy, czy wady – ok. Tutaj jednak mamy do czynienia z doprowadzeniem masy do uprzedmiotowienia i znienawidzenia drugiego Człowieka. Doprowadzenia do sytuacji, w której zrobienie mu krzywdy, nie będzie niczym różniło się od zniszczenia jego wizerunku.

Wszystkie te działania mają bowiem jeden wspólny mianownik – wesołych i wiwatujących wokoło wciąż tych samych (bez względu na czas i miejsce) tępych ludzi. Bo –  i nie boję się tego stwierdzenia – tłum w 99% przypadków jest głupi. Bo motłoch jest po prostu zły. Niejako z definicji. Mówcie o mnie, co chcecie (że ludzi nie szanuję na przykład, a to przecież sól ziemi), ale mam dość owijania w bawełnę. Nie mam dla nich szacunku. Może tyle, co oni do kukły palonej. Może trochę litości… Zwłaszcza dla dzieci, które na tego typu wątpliwego charakteru imprezy przyprowadzają ich rodzice.

I ta litość moja też chyba wynika tylko z tego, że przypominam sobie słowa J.J.Rosseau – „Człowiek jest dobry, ludzie są źli”.

I żeby była jasność – nie jestem chyba aż tak radykalnym przeciwnikiem tradycji, jak mój kolega, który mówi, że za chwilę Wielkanoc, podczas której stare baby, całując stópki Jezusa, same sobie przekażą koronawirusa i tym samym same się wykończą (nie tylko w sumie siebie, bo przecież potem będą całować swoje wnuczki). Niemniej jednak niewątpliwie coś w tym rozumowaniu jest.

Przede wszystkim jednak – „nie mieszajmy dwóch odrębnych systemów walutowych”. Bo czym innym jest tradycja, a czym innym zwykła głupota, zaściankowość i nienawiść do innego…

 

P.S. Z innej beczki – wszystkim, którzy co jakiś czas pytają – czemu już nie piszę do „Przeglądu Dąbrowskiego” winien jestem odpowiedź.
Która jest prosta – zwyczajnie się nie mieszczę…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *