Siedzimy w poczekalni. Urocze i pełne wdzięku miejsce. Człowiek od wejścia ma ochotę zacząć wyć. Obsuwa godzinna. Wokół pełno nudzących się, chorych, bardziej chorych i strasznie chorych dzieci. Iga nieswoja, cicha i nieśmiała nagle. Wchrzania czekoladowe flipsy (bo normalnie mnie zwija w środku, jak ma iść na to badanie i staram się jej generalnie życie umilić). No więc częstuje chłopca, który obok gra w jakąś grę sam ze sobą.
– Jak masz na imię?
– Iga.
– Ja jestem Bartek. Pożyczyć ci gry?
– Nie, dziękuję, nie chcę – i wraca na swoje miejsce i siedzi. Cicho.
No, nienormalne. Zagaduję:
– A czemu nie chciałaś zagrać z chłopcem?
– A, nie wiem.
– No, ale czemu?
– Na ucho ci powiem, dobra?
Nadstawiam zatem ucho:
– Bo ja już mam jednego Bartka. W przedszkolu. I muszę pozostać mu wierna.
Awari
wierna fanka Igi melduje o oddaniu głosu w konkursie:)))