W kuchni upadła matce łyżeczka. Drugi albo trzeci raz. Niskie ciśnienie i drapanie w gardle.
– O rany, rany- mruczy i kuca, żeby wyjąć ją spod szafki.
– Jestem niepokonany- dolatuje zza rogu.
Iga ukazuje się w odrzwiach i oświadcza bez cienia uśmiechu:
– Hip hop. I nie zmienia się nic.
Łyżeczka ląduje na podłodze po raz czwarty.