Tradycyjne zastrzeżenie – jak zwykle będę generalizował…
…ale no – klasyka. Były wakacje, była cisza, a jeszcze się dobrze wrzesień nie zaczął, a posty na moim ulubionym fanpejdżu (polecam naprawdę na maksa – https://www.facebook.com/groups/statutawka.oryginalna) pojawiają się szybciej od deszczu, po którym rosną słynne grzyby. Śledzę sobie na bieżąco, bo potwornie mnie to interesuje i niestająco pozostaję w ciężkim szoku.
Jeśli nie znacie, krótkie streszczenie – ludzie (uczniowie, rodzice, nauczyciele) zadają pytania, czy coś, co dzieje się w ich szkole ma prawo się dziać, a pozostali użytkownicy (w tym aktywiści związani z SUS) pomagają im rozwiązać problem.
I naprawdę, zwyczajnie i po ludzku – nie wiem, czy mam się z tego śmiać, czy mam nad tym zapłakać, czy co innego mam zrobić? Bo na przykład aktualnie na moim prywatnym podium są zapisy statutowe/zarządzenia mówiące o tym, że 1) zachowanie ucznia jest oceniane w szkole i poza nią (pomijając całą resztę – kto to weryfikuje? Czy zostały powołane jakieś oddziały ORMO?); 2) jak cię nie było w środę w szkole, nie możesz pisać sprawdzianu w czwartek (tłumaczenie jest takie, że byłoby to niesprawiedliwe w stosunku do tych, którzy męczyli się w szkole i posiedli wiedzę w sposób jedynie słuszny i legalny, chodząc na lekcje; no naprawdę nie mam pytań); 3) każda klasa w szkole ma mieć inny rodzaj/kolor butów.
Od takich kwiatków tam się roi i naprawdę weźcie to sobie zbadajcie (szerzej i fantastycznie pisze o tym Alina Czyżewska tutaj – warto się zalogować za darmo #jajanuszinternetu i poczytać).
Rozwalają mnie w tym jednak dwie rzeczy:
1) Bo nie chodzi o to – kto i na jakiej podstawie prawnej wpada na takie pomysły, bo tu odpowiedź jest prosta. Ciała pedagogiczne na podstawie żadnej. Nurtuje mnie raczej odpowiedź na proste pytanie – dlaczego takie rzeczy w ogóle mają miejsce?
Bo można odnieść wrażenie, że – za przeproszeniem – komuś tu najzwyczajniej odpierdala i chce zawłaszczyć jak najwięcej przestrzeni z życia ucznia. Takie próby wkraczania z butami i zwyczajnego ograniczania wszystkiego, co tylko ograniczyć da się. No nie wiem, jak to inaczej wytłumaczyć? Jesteś nasz, zrobimy z tobą, co chcemy.
Obserwuję to zresztą co roku, kiedy zaczynam lekcje w pierwszych klasach (oczywiście nie wszystkich to dotyczy). Kiedyś mnie to zaskakiwało, dziś cierpliwie odpowiadam na te wszystkie pytania typu – „a można na lekcji się napić? a można dokończyć kanapkę? A można iść się wysikać? A można mieć zeszyt w kratkę?”. Nie pytam już, skąd biorą się te pytania, gdyż zwyczajnie to wiem – „bo w tamtej szkole nie było wolno”.
I znowu od lat zadaję sobie to samo pytanie – czemu wciąż tak się dzieje? Czy picie wody na lekcji ma negatywny wpływ na przyswajanie wiedzy? Czy zeszyt w kratkę umniejsza temu, co jest w nim zapisane? Czy istnieje jedyny słuszny sposób notowania? Nie rozumiem…
Najbardziej jednak rokrocznie przeraża mnie i smuci to, że wielu uczniów zwyczajnie boi się wypowiedzieć. „A bo jak się myliłam/em to pani na mnie krzyczała albo się wszyscy ze mnie śmiali, to teraz wolę siedzieć cicho”. Nie twierdzę, oczywiście, że tak jest wszędzie, ale wszyscy ci nauczyciele, którzy postępują w taki sposób powinni sobie naprawdę uświadomić, jak wielką krzywdę człowiekowi czynią. Lęk przed wypowiedzią, lęk przed próbą wyrażenia własnego zdania. Czyli że najpierw karcimy za samodzielne myślenie, a potem chcemy, żeby społeczeństwo było elokwentne i wykształcone. A może wszystko to wynika z faktu, że uzurpujemy sobie jakieś prawo do wdrożenia myślenia wąskiego i jednotorowego? I może właśnie z tego wynika punkt drugi moich zaskoczeń…
Skąd się w ludziach bierze to szaleństwo i dążenie do jakiegoś zawłaszczania jak największych przestrzeni? Skąd ten pęd do monopolu na wiedzę? Skąd obłęd słuszności i odmawiania innym ludziom ich praw (w tym także prawa do wypowiedzi i popełnienia błędów)?
2) Dlaczego na wszelkie te bzdurne wewnątrzszkolne zapisy, czy ustnie rzucane zakazy i nakazy, tak mało osób reaguje? Chciałoby się zakrzyczeć – „gdzie, do cholery są rodzice i czemu nie reagują i nie interweniują?”, „czemu na tych wszystkich zebraniach siedzą cicho i kiwają tylko głowami, a kiedy tylko wyjdą ze szkoły, psioczą i narzekają?”, (na żywo oraz w necie), „co jest z nami dorosłymi?”.
Tyle tylko, że WYDAJE mi się, że znam odpowiedzi…
Po pierwsze – jak można głośno się sprzeciwiać i nie zgadzać, skoro samemu przeszło się podobną edukację? „Za moich czasów też tak było, a poza tym gówniarzy lepiej trzymać za pysk, bo inaczej wlezą nam na głowę”. A potem się dziwimy, że rządzą nami nie ci, którzy chcielibyśmy, żeby rządzili…
Po drugie – pokutuje chyba myślenie, że „to nie ma sensu”. Bo kiedy po raz enty się widzi, że nauczyciel, który poszarpał – naprawdę i dosłownie – albo notorycznie znieważa dziecko (naprawdę zdaję sobie sprawę, że wiele jest przegięć także w drugą stronę, ale dziś nie o tym), staje przed komisją dyscyplinarną i… …nic, to jaki jest sens?
Gdzie są Rzecznicy Praw Ucznia (albo negocjatorzy) działający na terenie miast/gmin? Ja się pytam…
Wiecie doskonale, że mógłbym na ten temat naprawdę bardzo długo, ale, niestety, sytuacja jest taka, że piszę to wszystko w poczuciu jakiegoś wielkiego spadku i poczucia beznadziei. Ot, znowu powiedziałem to samo, ponarzekamy sobie w komentarzach i tyle.
Kiedy rozpoczynaliśmy działalność Dopamina Lab naprawdę wierzyłem, że to się uda, że to się zmieni. Tymczasem jednak dochodzą mnie słuchy (to jest tak naprawdę bardzo małe miasteczko), że sugeruje się nauczycielom, aby z nami nie współpracowali (z tego co pamiętam podobnie szkoły straszą się nawzajem i deprecjonują działalność Stowarzyszenia Umarłych Statutów), bo – jako że nie baliśmy się głośno mówić o nadużyciach (czyt. jesteśmy pieniaczami) – tu i ówdzie nie jesteśmy mile widziani… No to, co ja mam więcej powiedzieć?
…a może po prostu należy sobie odpuścić i tylko czekać, aż to wszystko z wielkim hukiem pierdolnie? Tylko – ile można?
(na zdjęciu Juki prezentuje moje opadnięte ręce)
piekiełko
nie pierdolnie proszę Pana- nie ma tak dobrze:)
a rodzice nie interweniują bo dzieci mawiają Mama zostaw , będę mieć problemy
i tak 8 kasa jest sprowadzana do szatni w parach przez nauczyciela –
żeby było bezpiecznie/
a gdzie zaufanie do ucznów 14 letnich , ze umieją zejsc po schodach samodzielnie nie demolując
szkoły i nie taranując kolegów?
z drugiej strony nauczyciel bywa ślepy gdy wyjątek nieokiełznany lata z nożyczkami i chce koleżankom pocinąc włosy lub czynić inne niby niewinne psoty, koleżanka palnie ( zresztą słusznie takiego w leb ) – dostanie dziewczyna uwagę i reprymendę , że trzeba ustąpić i wytlumaczyć koledze 🙂 a gagatek ma używanie, że on nabroił a uwagę otrzymała ofiara jego psot:)
ale owy wyjątek jest pod opieką psychologiczną i zachowanie jest monitorowane, sic! wyjątek jest poczytalny ale nauczyciele nie stawiają mu granic bo …..?
uczniowie mają być posłuszni nie dawać znać ze lekcja jest nudna jak flaki z olejem
czy wyobraża sobie Pan , że uczeń gdy przerabiane są patetycznie Syzyfowe prace lub inne dzieło i mówi – lektura jest nudna a lekcja jeszcze nudnejsza? a może pogadać z dzieciakami jak problem syzyfowych prac przedstawic by nudno nie było?
Fajnie sie czyta blog babki od histy , słucha Przemka Staronia ale dla 99 % dzieci to fantastykę
Jak uczniowie mają pokazać nie narażając się na szykany , uwagi ze
lekcja jest prowadzona nawet nie do dupy? z ataki występ to zaraz: nauczyciel jest męczennikiem,uczeń niewdzięcznikiem , co więcej uczeń do psychologa
a nauczyciel jak umarły książki trzyma się podręcznika nauczyciela?
40 lat temu na szkołęzwyklo sie mówic „buda”
sympatycznie nieprawdaż?
teraz uczniowie mawiają „piekło”
tak czy siak „róbmy swoje ” i trzeba coś zrobić gdy już nic się nie da zrobić:)
11 przykazanie „nie bądź obojetny”