Zajdziu…

Wszystko, co powiem i napiszę, będzie za mało, ale…
…wielokrotnie na przestrzeni dwudziestu lat zastanawiałem się, co mogę powiedzieć złego o Piotrku i nigdy nic nie przychodziło mi do głowy. Naprawdę nie spotkałem kogoś, kto miałby tak dobre serce i był tak wrażliwym Człowiekiem.
Wiem, że czasem nie miał siły i był zmęczony, a przecież, kiedy tylko zauważył, że ktoś potrzebuje jakiejkolwiek, choćby najdrobniejszej pomocy, Zajdziu już był w blokach startowych.
Nigdy nie chciał nic w zamian, nigdy nie pchał się na afisz… Był mistrzem gitary i „zajdziolotów”, a kiedy o tym mówiono, zazwyczaj milczał, niewiele mówił, słuchał i się uśmiechał… Wydawał się być skrępowany…
Widziałem, jak patrzą na siebie z Gosią i widziałem tam wielką Miłość. Miłość od samego początku (to było chyba na imprezie u Marcela) do samego końca. Niebywałą i niemal namacalną. I widziałem, że Gosia jest szczęśliwa. Z Zajdziem się chyba nie dało inaczej… Wytwarzali wokoło siebie coś niesamowitego…
Kiedy grał, kiedy był, kiedy… …wszystko robił zawsze całym sobą…
Tak, kilkanaście lat temu, kiedy działało 100 TVarzy…, Paździerze…, Pieniądze, piliśmy strasznie dużo. Nie zatrzymywaliśmy się w trasie, czasami trudno było wylądować po powrocie. Czasami Zajdziu wysiadał nam w połowie drogi na jakimś skrzyżowaniu i uciekał w las. Czasami szedł godzić pijaków pod sklepem i musieliśmy ich potem od niego odciągać. Wiele koncertów zagraliśmy totalnie bez kliszy.
W pewnym momencie jednak Piotrek – choć nie było to łatwe – zwyczajnie zawalczył o siebie i swoją rodzinę. Postawił na to, co najważniejsze… I choć nie walił już z nami wódki i wychodził wcześniej do domu, podziwialiśmy go za to i uwielbialiśmy. Kibicowaliśmy mu wszyscy.
Bo to znowu był klasyczny Zajdziu. Mądry i myślący przede wszystkim o drugim człowieku. O swojej żonie, swoich synach, rodzicach. O sobie zawsze na końcu…
Kiedy trafił do szpitala, powtarzał sobie taką mantrę „wyjdę stąd zdrowy”, wierzył w to i tylko tego chciał. I – rzeczywiście – na kilka tygodni mu się to udało, wrócił do rodziny, wrócił do gitary, zaczynał znowu biegać. A potem zaczął się oddalać…
…ale nawet w tych ostatnich tygodniach, kiedy Zajdziu powoli znikał, zewsząd pojawiło się tak wielu Dobrych Ludzi, że płakaliśmy nie tylko z rozpaczy, ale także ze wzruszenia. Bo ci Ludzie, bo my wszyscy, nie wzięliśmy się znikąd…
Byliśmy zawsze w okolicy Piotrka, który przez całe życie dawał tak dużo Dobra i Ciepła, że teraz ono zwyczajnie do niego wróciło…
I choć w żaden sposób nikogo zapewne to nie pociesza, a we mnie jest raczej wściekłość i myśl, że boga nie ma, jestem przekonany, że, kiedy Zajdziu odchodził, nie odchodził w samotności… Czuł i wiedział, że jest wokół niego tak wiele Miłości… Ludzi… …a Ludzi i Muzykę kochał najbardziej…
I – wiem, że to zabrzmi bardzo, bardzo patetycznie – ale, jestem przekonany, że Piotrek Zajdek, Człowiek, którego nie dało się nie lubić i nie kochać, naprawdę zmienił świat i zostawił go lepszym…
Mówmy sobie dobre rzeczy, mówmy je sobie teraz, mówmy je sobie bez okazji… Nie zwlekajmy…
…bo Zajdziowi już nigdy tego nie powiemy…
…a liczy się tylko Miłość…

https://www.youtube.com/watch?v=-71AeLxJy6k

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *