Przez ostatnie dwa tygodnie poczytałem i posłuchałem telefonem sporo różnych opinii, złości i frustracji…
Drodzy Rodzice, dziś będzie do Was…
Bo powiem Wam jak było, jak jest i jak – prawdopodobnie – będzie…
Dwa tygodnie temu jeszcze nie wiedzieliśmy, co się stanie (w sumie to nadal nie wiemy). W środę od rana szły różne rozkminy, aż na którejś tam przerwie dyrektorzy przekazali nam, że od jutra tylko zajęcia opiekuńcze, a od poniedziałku szkoła zawieszona. Więc poszliśmy to ogłosić uczniom. Część z nich się ucieszyła. Myślę, że niewielu zdawało sobie sprawę z powagi sytuacji. I nie jest to brak szacunku – sporo dorosłych nie zdaje sobie z tego sprawy do dziś…
Od poniedziałku rzucono nas wszystkich na głęboką wodę, strasząc, że przecież musimy coś robić, bo te dzieci tam nie mogą być pozostawione na pastwę losu. Nie wiedząc co to właściwie jest to coś i pewnie bojąc się kolejnego nazwania nierobami (osobiście – tyle razy to już słyszałem, że szczerze mi to wisi), późniejszego rozliczania (nas się naprawdę cały czas, bez przerwy i ze wszystkiego rozlicza) – zaczęli nauczyciele słać zadania domowe. Często naprawdę jak szaleni (i te mejle, zaczynające się od słów „dzień dobry, zapisujemy temat lekcji”). Bo – rzeczywiście – jak się popatrzyło na ilość wiadomości w dzienniku elektronicznym (wprost proporcjonalnie większą do ilości posiadanych dzieci), można było dostać wylewu. Wylew nastąpił w Internecie oraz pod sklepami (ponieważ codziennie rano idę po bułki i grzecznie czekam w kolejce przed sklepem, więc wiele się nasłuchałem, między innymi o tym, że nie powinniśmy teraz dostać ani grosza, ot, kolejny wyraz ludzkiej sympatii), a ja pewnie – mając dobre intencje i chcąc w jakiś sposób nas wszystkich hamować, tak naprawdę też pewnie go troszkę podsycałem.
Do tego wszystkiego pojawił najzajebiściejszy minister (w MENIE od zawsze są najzajebiściejsi ministrowie) i powiedział do narodu, że nauczyciele mają teraz szansę udowodnić, że nie tylko potrafią strajkować i ubiegać się o pieniądze, ale także że są dobrymi nauczycielami i wychowawcami. Milusio. Bo przecież do tej pory to wiadomo… …zachłanne i pazerne nieroby… …no i nieudacznicy. Weźcie sobie wyobraźcie jakiegoś tam Waszego – powiedzmy – szefa, jak mówi o Was takie rzeczy. Publicznie, do obcych ludzi, którzy o Waszej pracy mają jakieś tam wyobrażenie. Dobra, nieważne…
Wracając bowiem do meritum, powtórzę – wrzucono nas wszystkich na głęboką wodę. Nagle, bez kapoków oraz jakichkolwiek wskazówek – gdzie i jakim stylem mamy płynąć. Rozpoczęła się rozpaczliwa partyzantka i wolna amerykanka, która chyba – co prawda baaaardzo powoli, ale – nabiera jakichkolwiek kształtów i sensu. Ale musieliśmy i wciąż musimy jakoś to sobie wszystko poukładać. A ponieważ – jak powiedziała moja bardzo mądra przyjaciółka – nie jesteśmy trenerami bootów i nasza praca opiera się na kontakcie z drugim człowiekiem – nie jest i nie będzie to łatwe. Często wręcz niemożliwe (pomyślcie o nauczycielach rzeźby, malarstwa, grafiki, witrażu i innych przedmiotów artystycznych).
Daję Wam słowo – od dwóch tygodni nic nie robię, tylko odbieram siedzę w kompie, zbieram informacje, próbuję, kombinuję jak to zrobić. Odbieram linki, śledzę tutoriale, wczoraj moje klasy uczyły mnie discorda, podobało mi się. A pomyślcie o nauczycielach, którzy uczą w Waszych szkołach większość klas (ja mam na szczęście tylko trzy), najlepiej niech to będzie podstawówka (ja znowu fuks – szkoła średnia, w większości dorośli ludzie). Pomyślcie o tym wszystkim, co mają teraz zrobić.
Przeprowadzić lekcje, coś tam zadać do zrobienia (bo przecież kazali nam wystawiać oceny, przecież oceny są takie zajebiste, wszyscy wokoło, a przodują w tym właśnie i niestety rodzice, chcą ocen), odebrać to, sprawdzić, napisać co jest nie tak, odesłać, a przede wszystkim SIĘ Z TEGO ROZLICZYĆ. Przed urzędnikami różnego szczebla. Oraz społeczeństwem. Udowodnić mu, że się nie jest pasożytem…
W każdym razie – zanim wylejecie wiadro pomyj na nauczyciela swoich dzieci, pomyślcie, że z drugiej strony monitora też znajduje się człowiek. Ze swoją rodziną, obawami, lękiem. Często ze zwykłą ludzką bezradnością.
Przysyłają Wam za dużo? Zamiast pisać o tym na fejsie albo międlić w kółko i nakrecać się na mesendżerowej grupie, napiszcie do nich (gwarantuję, że dostali już mejle od rodziców, którzy piszą, że zadają za mało), zadzwońcie, porozmawiajcie. Niczego nie załatwimy wylewając na siebie gnój w Internecie.
A dzieci? Siedzą na telefonach i w necie? Śpią do oporu? Pozwólcie im się wyspać wreszcie. Potrzebują tego. Tak jak potrzebują kontaktu ze swoimi kumplami, a póki co – jedyną możliwość mają przez sieć. Także grając online w Fortnite’a. To często naprawdę bardziej ich kręci, niż planszówki z rodzicami, też mi jest przykro, ale „takie są realia, córuniu”.
Siedzą od rana do wieczora nad lekcjami? Wprowadźcie selekcję. Dajcie im odetchnąć, nie ciśnijcie ich nad wyraz. Zastanówcie się, kto to tak naprawdę robi? Wy? Czy ci nauczyciele paskudni. Przestańmy się wreszcie ścigać. Nic się nikomu nie stanie, jak sobie trochę w tym roku odpuści (najfajniej by było, gdyby mu to zostało na zawsze). Przysłała Pani 10 zadań z matmy? Zróbcie trzy. NIC się nikomu od tego nie stanie. Wręcz przeciwnie. Wszyscy będziemy zdrowsi.
Mówicie, że dostanie tróję, jak nie zrobi wszystkich zadań. No to dostanie. Wszyscy niech dostaną.
Popatrzcie na uczniów, którzy od lat są w edukacji domowej. Realizują podstawę programową na interesującym ich poziomie, a resztę czasu spędzają na tym, co ich kręci. Na koniec roku zdają egzamin. Da się?
Przede wszystkim zaś – na jednej szali tę tróję, dwóję, czy cokolwiek, a na drugiej Wasze nerwy, nerwy Waszych dzieci i Wasze wzajemne relacje. To całkowicie zmienia perspektywę.
Bo jeśli ktoś wyląduje w szpitalu? Jeśli umrze mu ktoś z rodziny? Myślicie, że postawimy im jedynki z tego powodu na koniec? Naprawdę uważacie, że jesteśmy tak bezduszni i źli? A jeśli w szpitalu wyląduje nauczyciel lub jego rodzina i nie zrealizuje podstawy programowej? Ojej…
I ja wiem, że pan Darek jest najzajebiściejszy. Ale nie bądź jak pan Darek. Bądź ludzki.
Mówicie, że wracacie z pracy i musicie siąść do pracy z Waszymi dziećmi, a ja mam wrażenie, że nie wychodzimy z Olą z pracy od dwóch tygodni. A potem sobie myślę o lekarzach, pielęgniarkach, ratownikach medycznych. O Was… I mi wszystko przechodzi…
Dlatego wszyscy się zastanówmy nad sensem obrzucania się gównem w necie albo nad tym, jaki to jest sygnał, te okrzyki nad dziecięcą głową „tę panią od biologii/geografii/polskiego chyba popierdoliło!?”? Bo przecież wszyscy wiemy, że one padają.
Wyluzuj, zwolnij, weź oddech, odpuść, staraj się zrozumieć drugiego. To, moim zdaniem, najważniejsze w najbliższym czasie słowa.
Najważniejsze – jak zwykle – zostawiam na koniec (dla wytrwałych). Od dwóch tygodni – tam, gdzie tylko to możliwe – próbujemy przenieść świat do Internetu. Pomyślcie o tym – to już nie tylko siedzenie na fejsbuku i telefonie dla zabicia czasu. Wszystkie nasze kontakty, rozmowy, emocje itd. próbujemy upchnąć w urządzenia elektroniczne. Gubimy się w tym, doprowadza nas to do szału, zwyczajnie brakuje nam kontaktu z drugim człowiekiem. Ale jak już jesteśmy w tym Internecie to zachowujemy się tak, jakbyśmy nagle zapomnieli o jednej podstawowej rzeczy.
Ja też zapomniałem w sumie. Ola mi przypomniała (bo jest mądra, a wszystkie ministerstwa są co najwyżej brudem pod jej paznokciem). Zapomnieliśmy, że jak to wszystko się skończy – wszyscy będziemy musieli sobie spojrzeć w twarz. I choć jestem pewny, że świat się zmieni, to mimo wszystko starajmy się myśleć też o tym, że jak już wyjdziemy z domu i z netu i gdzieś tam się spotkamy, pewne relacje mogą pozostać nie do nadrobienia.
Pamiętacie to zdanie z „Dżumy” (lektura obowiązkowa ). Ten cytat najgłówniejszy, który nam do głów zawsze wkładają? (teraz przerwa na zamknięcie oczu i próbę sobie przypomnienia, nie ma pośpiechu, nic nam nie ucieknie, trzy-czte-ry)…..…………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………..
„Każdy nosi w sobie dżumę, nikt bowiem nie jest od niej wolny. I trzeba czuwać nad sobą nieustannie, żeby w chwili roztargnienia nie tchnąć dżumy w twarz drugiego człowieka i żeby go nie zakazić. Mikrob jest czymś naturalnym.”
Warto o tym pamiętać zanim wszyscy staniemy się nikim więcej jak zwykłymi hejterami…