Bezpardonowy atak na święte krowy

Miałem napisać (kolejny) tekst o telewizyjnej propagandzie. Miałem napisać o używaniu sobie na nauczycielach, niepełnosprawnych, lekarzach, sędziach, etc. Miałem napisać o mózgów praniu. Albo o tym, że jedna pani na stanowisku sugeruje, że przesłane dziś fałszywe informacje o rzekomo podłożonych w szkołach bombach, należy łączyć ze strajkiem nauczycieli. Potem mi przyszło na myśl, że napiszę o wypowiedzi faceta, o którym wcześniej (nie wiem, może to wstyd) nie słyszałem. Na temat Kościoła mówił. To, co wszyscy wiedzą. I naprawdę mnóstwo ludzi całkowicie się z tym, co mówił, zgadza. Bardzo się podpisuje.
No i o ręce podniesionej też chciałem.
Albo o błyskawicznej i brawurowej akcji policji zakończonej zatrzymaniem babki, która przykleiła na toalecie wizerunki Maryi z aureolą tęczową.
A potem sobie jednak pomyślałem, że w sumie to mi się nie chce. O niczym…

Bo, kurcze – wiem, że powtarzam to co jakiś czas – zmęczony jestem. I nudne się to staje coraz bardziej. I rzygam tym wszystkim. I rzygamy tym wszyscy. Tęczą rzygamy… Myślisz?

Bo wiadomo przecież, że żadna władza nie lubi tych, którzy się jej sprzeciwiają. Co prawda nie każda próbuje ich od razu zniszczyć. Albo poniżyć. Tymczasem dajemy się wciąż robić w konia. Poszczuć sami na siebie się dajemy.

Bo przecież wiadomo, że istnieje w Polsce instytucja świętej krowy, o której nie wolno powiedzieć nic złego. O wszystkich można, o niej nie. I wszyscy się boją to zrobić.
Żeby się przez przypadek nie narazić (elektoratowi).

Przede wszystkim zaś dlatego, bo wiem, że ręka podniesiona na Kościół, jest tylko ręką podniesioną na Kościół.
Bo – przede wszystkim dwa – nic dla mnie ta instytucja współcześnie nie znaczy. Piszę „współcześnie”, bo na przykład lubię malarstwo. I architekturę gotycką.

Aktualnie jednak niczego dobrego w moje życie ta instytucja nie wprowadza. Nie jest mi do niczego potrzebna. I nie darzę jej szacunkiem. Nie mylić z brakiem szacunku dla osób wierzących. Ich po prostu nie do końca rozumiem.

Kiedyś myślałem sobie, że Kościół jest potrzebny. Jako instytucja, która w newralgicznym momencie (typu klonowanie) będzie mogła powiedzieć – „stop, tu jest granica”. Dziś jednak, kiedy Kościół z coraz większymi butami wchodzi w politykę, próbując (a może już nie próbując, a po prostu to robiąc) decydować o moim ateistycznym i apostatycznym życiu, nie może liczyć na absolutnie żadne słowo mojego wsparcia. Zwłaszcza, że w drugą stronę to nie działa (nie zapomnę tak łatwo kazań o strajkujących nauczycielach).
Wchodzi w politykę, mówi mi, jak mam żyć, ja się z tym nie zgadzam, a potem wszyscy wielce zdziwieni, że jest krytykowany.

Albo że mam się zgodzić na te wszystkie idiotyzmy, które się opowiada na lekcjach religii. Mój ulubiony to ten, że homoseksualizm rozplenił się po świecie jak wirus po wybuchu elektrowni atomowej w Czarnobylu.
Tak, z nieukrywaną radością patrzę, jak coraz więcej osób wypisuje dzieci z religii. I wyobraźcie sobie, że świat się nagle nie kończy i nikt ich potem z tego powodu nie dyskryminuje.

Bo przecież jako instytucja Kościół nie jest niczym innym, jak tylko taką wielką pijawką. Partią polityczną, która udaje, że partią polityczną nie jest.
I nie widzę najmniejszego powodu, żeby ludzie podobnie do mnie myślący nie mogli głośno tego powiedzieć…

Bo co? Bo się nas postawi w jednym szeregu z mordercami Popiełuszki. Bo Bastian Obsztyfitykultykiewicz „Rudy” złoży do płokułatuły donos o obłazie uczuć łeligijnych? Bo nie wypada?

W książce Mariusza Szczygła „Zrób sobie raj” pada wypowiedź jakiegoś Czecha (z tego co pamiętam kasjera albo kasjerki na dworcu), że jeśli ktoś w XXI wieku mówi, że jest przeciwnikiem prezerwatyw, to jest seryjnym mordercą. A o władzach kościelnych się to mówi.

Tymczasem tutaj mamy ważyć każde słowo i gest. Chyba naprawdę znowu nie mam na to siły…

Więc najpierw będę wymiotował, a potem się okaże…

P.S. W sobotę na YT premiera filmu Sekielskiego o pedofilii w polskim Kościele. Bardzo boję się zobaczyć to, co spodziewam się zobaczyć, ale z drugiej strony – czekam z niecierpliwością….

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *