Słuchaj, jest sprawa…
Pracuję w szkole i uczę Twoje dzieci. Czyli teoretycznie obdarzasz mnie zaufaniem. A jeśli nawet nie Ty, to zrobiło to państwo. No i w związku z tym wszystkim opowiadam Twoim dzieciom różne mądre i ciekawe rzeczy. Przygotowuję je do życia. W jakimś sensie. No to starszym mówię na przykład, że homoseksualizm to choroba. A skoro tak, to można się z niego wyleczyć. Są sposoby, ośrodki (na przykład w USA). I właściwie jest to wynik wybuchu w Czarnobylu. Bo kiedyś było inaczej, kiedyś było lepiej.
Młodszym opowiadam, między innymi, że jak pójdą na bal halloweenowy do koleżanki, to zgnije im ciało, a cała rodzina skończy w smole. NA ZAWSZE! Choć o tym to właściwie nie mówię. Krzyczę raczej. Trudno. Wszystko dla ich dobra i ratunku. Niech się boją!
Albo, że w japońskich kreskówkach łapy maczał Zły, aby wodzić na pokuszenie i doprowadzić do upadku. A przepaść jest naprawdę głęboka. Albo przynoszę na przykład taki przenośny model macicy i demonstruję na nim różne rzeczy.
Rozwiewając Twoje wątpliwości – nie, nie uczę biologii. Mój przedmiot jest o czymś zupełnie innym. O duchowości, wierzeniach, źródłach i tekstach kultury. Więc straszę, że jak źle spędzają dzień wolny, to wszystkich z ich otoczenia spotka kara. Po śmierci to wiadomo – wieczne cierpienie, tyle że Twoje dzieci są jeszcze za małe, żeby się tym przejąć . Lepiej postraszyć je światem doczesnym. Że spadną na nie i ich rodziny choroby i głód, a robaki będą wyżerały im skórę. Niech sikają po nocy w łóżka i boją się ciemności…
Ale Cię to wszystko doprowadza do szału, co nie? Że bzdury, że mamy XXI wiek, że Europa, że mam uczyć o czymś innym jednak. Nie podoba Ci się… Ojejku, jejku… A mnie Twoje pogróżki, że jak będę opowiadał takie rzeczy, to doprowadzisz do wyrzucenia mnie z pracy, śmieszą i równocześnie zasmucają.
Po pierwsze bowiem – musisz zrozumieć, że robię to dla ich i Twojego dobra. Po drugie zaś – możesz mi co najwyżej skoczyć i zabrać dziecko z moich zajęć. Kara, oczywiście, Was nie minie, pamiętaj! Jako w niebie, tak i na ziemi…
Dyrektor nie może mnie zwolnić, bo i na moje zatrudnienie nie miał wpływu. Co prawda przyjął mnie do pracy, ale nie za wiele miał do gadania. Przyszedłem z misją, stoją za mną ważniejsi od wszystkich Was ludzie. Kuria się nazywają. No to taki dyrektorek, to kto to dla mnie tak naprawdę jest? Przecież nawet nie może wejść do mnie na lekcję i nie ma nic do gadania, jeśli chodzi o nauczane przeze mnie treści. Ma tylko co miesiąc podpisywać przelew.
W 2016 roku przybliżona kwota wydatków na 66 etatów (mojego i moich kolegów i koleżanek po fachu) wyniosła w Twoim mieście 2.895.000 złotych (słownie – dwa miliony osiemset dziewięćdziesiąt pięć tysięcy złotych). Narzekasz na mnie i płacisz! Dziękuję Ci, pozdrawiam i całuję prosto w serce…
H2O – Wiesz już kto?
P.S. Aha! 31 października organizujemy Bal Wszystkich Świętych. Dzieci mogą się przebrać za swojego ulubionego świętego. Wolałbym Was tam widzieć…