…zaraz usłyszę, że zamiast narzekać, powinienem wziąć się do roboty. że nie myli się tylko ten, który nic nie robi i najłatwiej to krytykować. problem w tym, że wciąż drwię, podczas gdy już mnie to chyba nawet nie śmieszy.
…w moim mieście (którego kiedyś potwornie nienawidziłem, potem pokochałem na zabój, a teraz to już nie potrafię nazwać swojego doń stosunku) miało wczoraj miejsce otwarcie ławeczki poświęconej Hendrixowi. cześć i chwała. fajnie jest.
…pominę milczeniem fakt, że jest to regularny pomnik pomnika. no bo – skoro, ławeczka jest ustalona dlatego, że 20 lat temu ludzie obronili znajdujący się obok pomnik przed wysadzeniem (przepiękna akcja, niczym nie nakręcana, ani napędzana; niepoparta żadną ideologią, bezinteresowna i bezpretensjonalna), to jak powiedzieć inaczej?
„pomnik pomnika postawiłem w kącie i wreszcie stoi tam, gdzie miał stać. pomnik pomnika postawiłem w kącie, pomnik pomnika, zaczynam się bać”.
…nie będę kolejnym złośliwcem, który powie, że ławeczka kosztowała 50.000 zł i że można było te pieniądze zainwestować inaczej (zwłaszcza, gdyby się dołożyło te, które wpakowano w pomnik wagonika z węglem, stojący – nikt nie wie, kiedy go tam postawiono – po drugiej stronie ulicy). bo to pewnie fajna promocja miasta.
…zresztą – pieniądze zaraz się zwrócą. wystarczy odpowiednio ławeczkę obmonitorować (oczywiście – jest problem – pilnować wagonika, hendrixa czy – kolejna osobliwość – bobra z brązu/miedzi pilnującego fontanny?; swoją drogą – podobno w magazynie stoi bóbr zapasowy, przygotowany na wypadek kradzieży).
…a przecież zaraz się znajdą amatorzy napicia się z jimim browara albo -nie daj boże! – odpalenia lufeczki. „postawiliśmy pomnik muzyka. geniusza, ćpuna i pijaka, ale proszę się do niego nie zbliżać i nie czcić!”. wystarczy wystawić 500 mandatów po 100 złotych i kasa się zgadza.
…chociaż – z ręką na sercu powiem, że próbowałem w nocy zostać pierwszą ofiarą ławeczki i się nie udało.
…nawet nie wspomnę, że na otwarciu pomnika genialnego gitarzysty, nie grał żaden gitarzysta kosmiczny. grała orkiestra dęta.
…nie opowiem, że przy okazji odbywa się szereg naprawdę fajnych (organizowanych przede wszystkim przez młodych ludzi, którzy mają w sobie dużo żaru, dużo pasji i po prostu chcą) imprez, występów czy koncertów – i z tej okazji główna atrakcja środowego wieczoru (nie napiszę, że artysta, bo – mimo, że z artystą mieliśmy do czynienia – chodziło przecież o atrakcję/e) nie weszła na scenę. bo było pięć po dziesiątej i pan wąs miał uzasadnione podejrzenie, że może interweniować policja i koniec, nie ma, o czym gadać. mając na względzie, że impreza jest tak oficjalna, że bardziej się chyba nie da, nawet nie wiem, jak to skomentować.
…nie będę podtrzymywał spiskowej teorii dziejów i twierdził, że to kolejna próba odwrócenia uwagi. że tak naprawdę chodzi tylko o to, żeby wszystkim się wydawało, że coś się tu dzieje. bo rzeczywiście – dzieje się. i to bardzo. nie mam wątpliwości. ostatnio był wyścig i kolarze przejechali przez miasto. może za dwa lata będzie u nas meta wyścigu (wybory). przebieram nogami i nie mogę się doczekać.
…nie rozwinę się i nie napiszę, że coraz częściej mam dość nie tylko tego miasta, ale wręcz tego kraju i nie wierzę w żaden patriotyzm, kosztem mojego poniżenia i szarpania się z rzeczywistością. powtórzę się, że w dupie mam bursztynowy świerzop i grykę jak śnieg białą, kiedy ze wszystkich stron mi się czegoś zabrania i mówi, że tak nie wolno i jest to dla mojego dobra. że się robi rzeczy złe, naganne lub zwyczajnie obrzydliwe. tyle, że w białych rękawiczkach.
…nie będzie żadnym odkryciem, jeśli powiem, że wszelkie władze, wszelcy politycy nie mają zielonego pojęcia, jak żyją ludzie. że niekoniecznie patrzą na pomniki i pomniczki, że w dupie mają wyścigi, ławeczki i festyny. ważniejsze jest to, czy do tramwajunie wsiadł kanar – „stracę jedną dziesiątą wypłaty, czy się uda?”.
…albo – mijając banki i apteki – wracają z pracy do domu i katują się złymi wiadomościami, którymi atakuje ich serwis krajowy. nie mogą usiąść z przyjaciółmi na ławce. to dom jest tym miejscem, w którym mogą legalnie wypić kupiony za własne pieniądze alkohol.
…nie chce mi się już gadać, że – w związku z powyższym – coraz częściej myślę o emigracji (czemu Czechy są tylko 100 kilometrów stąd i – mam wrażenie, że to jest zupełnie inny, dużo fajniejszy kraj?; albo – jak zapytała mnie ostatnio Ania – „słyszałeś coś w ogóle o kanadzie? żeby coś tam się działo? jakieś afery? konflikty? cokolwiek? słyszałeś? tam na bank musi być fajnie”).
…tak, wiem – nigdzie nie wyjadę. bo wciąż chyba mi tu dobrze. mimo wszystko. …choć na pewno nie wynika to z działań – powiedzmy – samorządowych, tylko mieszkających tu ludzi. otaczających mnie postaci, które próbują coś zrobić. żeby było fajnie. i żeby być razem. i to jest piękne, wspaniałe, fantastyczne. że funkcjonuje jedno czy drugie stowarzyszenie, że ludzie działają, robią coś. zakładają zespoły albo dzikie drużyny piłkarskie. organizują jakieś mini-festiwale albo zbieranie śmieci w lesie.
…chylę czoła i uwielbiam tego typu akcje (bez względu na to, czy są mi mniej czy bardziej bliskie). nie znoszę natomiast pozorowania działań, które fundują nam jacyś kolesie. nie nasi przyjaciele. nie przyjaciele naszych przyjaciół. nie dalecy znajomi naszych znajomych.
…jacyś kolesie, którym się wydaje, że wiedzą czego chcesz TY i doskonale zdają sobie sprawę, jaką należy ci zapewnić, dajmy na to, rozrywkę.
…jeszcze bardziej ryzykowne – ale, przysięgam, że bywam już czasem na granicy takiego myślenia – jest stwierdzenie, że nie miałbym nic przeciwko rozbiorom. jeśli tylko dzięki temu moje dzieci miałyby być szczęśliwe, nie przejmować się pierdołami i nie szarpać z „dopiero co odzyskaną wolnością, z której musimy nauczyć się korzystać”, to dlaczego by nie?
…dobra, kocham to miejsce. może też dlatego, że jak każdy jestem obyty i przyzwyczajony do ciągłego użerania się z systemem, który wcale o mnie nie dba i mój los ani trochę go nie interesuje. choć to on jest dla mnie, a nie ja dla niego. moje prawa i wolności obywatelskie. moje życie. moja ojczyzna…
…to czemu muszę być doświadczony w chowaniu się nie_wiem_z_jakiego_powodu po krzakach? owszem, to też jest fajne i czuję się w tym dobrze. …tylko, że chyba coraz mniej mi się chce… …bo mimo wszystko – tak nie powinno po prostu być…
…nie napiszę/nie powiem tego wszystkiego.
…powiem natomiast że (i to jest naprawdę najważniejsze!):
…pomnik pomnika postawiony w moim mieście jest najzwyczajniej na świecie brzydki i razi moje oczy. uderza w mój gust i smak. w swoim kiczowatym wręcz realizmie, kojarzy mi się pomnikami papieża (pomijam oczywiście kolorystykę), które – oprócz tego, że nie pozostawiają wątpliwości co do faktu, kto stoi na cokole – są najczęściej przykładem, takiego bezguścia (myślę, że o gustach bardzo fajnie się dyskutuje), że nawet nie wiem, jak to powiedzieć.
…podsumowując zatem i pomijając wszystkie dygresje, jęczenia i narzekania, od których zacząłem – efekt estetyczny jest nie do przyjęcia. nic nie poradzę. „jak ma zachwycać, kiedy nie zachwyca?”
…niech nikt mi nie wmawia, że ktoś chciał oddać hołd artyście.
…moje miasto, chcąc nie chcąc, odebrało Hendrixowi status muzyka. przemieliło go i wypluło jak proporczyk i pocztówkę, którą już niedługo będziemy się mogli pochwalić na turnieju.
…to nie to, że się czepiam…
…wciąż patrzę z góry na remont pałacu kultury…