Norka po nic (2010)

…kiedyś Parawino miał taki kawałek – „zasadniczo do murzynów to ja nie mam nic / nawet ich nie znam”.
…do niedzieli mogłem podobnie sobie nucić o kibicach. gdyż w niedzielę mieliśmy do czynienia z tychże odmianą. pardą, to nie byli kibice tylko kibole (a jak powszechnie kibol różni się od kibica tym, czym katol od katolika).
…a było tak, że kumpel kręcił teledysk i poprosił nas o pomoc. żebyśmy wystąpili jako aktorzy/statyści. ja w takie akcje to z radością. miał być (i był) mastershot, fajna zabawa i tak dalej. od dziesiątej przygotowania, mierzenia, ustawianki, próby.
…kiedyś słyszałem wywiad, w którym aktor mówił, że właściwie nie czuje, że płaci mu się za granie, tylko za czekanie. bo cały czas się na planie na coś czeka. a to na słońce, a to na wieczór, na coś tam i coś tam.
…my najdłużej czekaliśmy na koszyk. taki duży jak na duże grzyby albo zakupy na targu. gdyż mieliśmy, ale w ferworze walki ktoś na chwilę spuścił go z oka, a inny ktoś najzwyczajniej w świecie podpierdolił. ludzie są straszni. niektórzy.
…więc czekaliśmy, papierosy paląc i wino popijając (wino było rekwizytem potrzebnym, ale w filmie przecież nie widać czy wino jest prawdziwe czy woda tylko w butelce). i było leniwie i dobrze.
…niestety, jak pojawił się drugi koszyk, to już była taka pora, że zaczęli z okolicznych nor i wyłaniać się kibole. gdyż się okazało, że tego dnia był mecz. na drugim końcu regionu co prawda i pięć godzin później, ale cechą zbieraniny jest to, że za nic ma takie szczegóły. tylko się zbiera. „pomioty komuny na winklach się gromadzą”.
…no i kręcono. mimo okrzyków, zaczepek, dogadywań. niby nieszkodliwych, ale atmosfera jakoś siadła i raczej się myślało (tu mówię o sobie) o tym, żeby skończyć, żeby było dobrze i żeby się nic nie stało.
…udało się na szczęście za pierwszym razem, bo potem już nam włazili w kadr, byli coraz bardziej nachalni i darli się w sposób bardzo. bo jakoś nie mogli zrozumieć, nie docierało, że i tak nie będzie ich słychać. skoro teledysk. no ale do pustego łba i Salamon nie wskóra. ważne, że fajnie wyszło, choć pewnie, gdyby nie rzeczeni, próbowalibyśmy jeszcze kilka razy.

…a potem śmy wracali tą ulicą i było ich coraz więcej, a my byliśmy jedynymi chyba tego dnia nie-kibicami. no i na kolorowo. więc – „e! pedały!”, „a dupa cię nie boli!!!???”, „a co to tu, kurwa, idzie??!!”. no przesympatycznie. trzymanie się z boku, rozglądanie na boki pozostałe i odjazd pierwszym z brzegu autobusem. byle dalej od hałastry.
…wkurwia mnie to. bo, jak robisz cokolwiek, musisz wziąć pod uwagę, owszem, jaka będzie pogoda, czy wszyscy mogą, dograć terminy, zebrać rekwizyty i tak dalej. kupa roboty. zrozumiałe. tylko dlaczego musisz też sprawdzić w jakiejś tam tabeli, czy przez przypadek w okolicy nie ma meczu. bo przecież, jak jest mecz, nie ma mowy o kulturze.
…czemu jest tak, że zawsze do tego prostactwa trzeba wyrównać? czemu, jak graliśmy kiedyś z Grzybiarzami jakiś koncert w Krakowie, to organizator nas w pewnym momencie zaczął poganiać, żeby skończyć, bo zaraz się też kończy mecz na stadionie nieopodal, będą wracali z tego meczu i może być różnie? czemu, kurwa, nie przesuwa się meczy, bo jest na przykład koncert?!  czemu kibole sobie nie poszli, bo my kręcimy teledysk?! czemu to my szeptaliśmy sobie, żeby być cicho, bo jeszcze rozwalą sprzęt i nasze głowy? i czemu w ogóle jest to rozgraniczenie – albo kultura albo sport? a przecież „widziałem niejednego, który był i wysportowany i kulturalny”.
…wiem, wiem, głupio gadam i bez sensu. tak jest świat urządzony. że zawsze chamstwo, agresja i siła będą górą. kultura (jakakolwiek) na przeciwległym biegunie. tym gorszym. południowym. przegranej, straconej pozycji.
…ale wypowiedzieć się mogę. że się mnie nie podoba. i tyle z tego wyniknie, co sobie napiszę. czyli nic…

…tyle tylko, że zamiast się futbolem choć troszkę zainteresować, oddalam się z niechęcią i obrzydzeniem… i pewnie wychowam syna na podobnego sobie nie-wiadomo-kogo. bo „co to chłop, co bić się nie umie i nie lubi, piłką nożną się nie interesuje i nie lubi zjeść tłusto?”. na dobitkę dodam, że lubię zmywać naczynia…
…”A DUPA OD TEGO NIE BOLI???!!!”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *