Nie było mnie cały sierpień i całkowicie odciąłem się od polityki (światowej, polskiej, lokalnej), wydarzeń bardziej i mniej aktualnych, fejsbukowych sporów, problemów. Ech, gdyby tak się dało przez rok cały! Bo lekko mi było, przyjemnie i dobrze. I wpadłem wręcz na pomysł, żeby po powrocie trwać w tym błogim stanie. Bo przecież wszystko, o czym wspomniałem, to drobnostki, błahostki, a najważniejsze jest blisko i najbliżej. Rodzina, przyjaciele, napotkany życzliwy człowiek, chleb z masłem dzielony na 8 osób. Nad górską rzeką, pod niebem pełnym gwiazd. No i przyjeżdżam taki pełen optymizmu do domu i znajomy o opowiada mi o (tradycyjnie anonimowych) zdaniach, z których wynika, że ostatni rok w dąbrowskiej oświacie należał do trudnych i że wielu nauczycieli straciło pracę. No i ja się z tym zgadzam. Bo rok był niewątpliwie trudny, nerwowy, pełen obaw oraz (chyba jednak niespełnionych) nadziei. Co prawda wydaje mi się, że następne lata mogą być jeszcze trudniejsze, ale dobra, pal sześć, było trudno. Bo wbrew temu, co mówiono nam od dwóch lat – nie ma opcji: tzw. reforma edukacji musiała poskutkować utratą pracy. I słyszę, że zwalniani nauczyciele są tymi, którzy są niewygodni. I w pysk dostaję tym tłumaczeniem. Bo okazuje się też, że nauczycieli w Dąbrowie nie zwalnia reforma, a źli dyrektorzy i stojący za nimi urzędnicy. Dodatkowo – zwalnia się za to, że są to ludzie lubiani, ambitni, dobrzy. Bo stanowią zagrożenie! No więc ja się nie zgadzam! Gdyż po pierwsze – tak krawiec kraje, jak mu materii staje i choćby nie wiem, jak to liczyć: reforma edukacji pozbawiła i pozbawi pracy ogromną grupę nauczycieli! Można znaleźć liczne dane na ten temat (liczby podawane przez poszczególne samorządy), a jak ktoś nie dowierza – podam taki przykład (zik): w moim ulubionym Zespole Szkół Plastycznych w Dąbrowie Górniczej funkcjonują (bo sytuacja będzie miała miejsce jeszcze przez 5 lat) dwie szkoły – Ogólnokształcąca Szkoła Sztuk Pięknych (sześcioletnią naukę zakończoną egzaminem maturalnym rozpoczynało się po 6 klasie szkoły podstawowej) oraz Liceum Plastyczne (czteroletnia nauka po ukończeniu gimnazjum). Jak łatwo policzyć, w szkole musiało być minimum 10 oddziałów (faktycznie w ubiegłym roku szkolnym było ich 12 – dwa roczniki były podwójne). W wyniku reformy w tym roku będzie o jedną klasę mniej, w przyszłym dwie, potem trzy i tak dalej. W najgorszym wypadku dojdzie do tego, że w szkole funkcjonować będzie pięć klas (pięcioletnie liceum). W tak dobrej i fajnej szkole! Było 12, będzie pięć. Nikt nie straci pracy? Samorząd go zwolni? Prezydent? Rada Miejska? Czy może po prostu siatka godzin? Znam argument – „dobra, dobra, tutaj będzie mniej, ale w podstawówkach pojawią się przecież ogromne możliwości”. Ok, może jakoś uda się utrzymać na powierzchni „ogólniakom” (nie wszystkim, to pewne). Co jednak z nauczycielami przedmiotów artystycznych (plastykami, muzykami, tancerzami)? Po drugie – najgorsza jednak w powyższych opiniach była sugestia, że nauczyciele, których akurat w tym roku nie zwolniono, to ci gorsi, ale „poukładani”. Czyli na przykład ja i wszyscy moi przyjaciele i znajomi, którym udało się pracę utrzymać. Wspaniali ludzie, niezwykli fachowcy. W dodatku wszystko to podlewa się sosem troski o ucznia. Że źle mu w takiej atmosferze, że to odczuwa, ale jest bezsilny… I to już przekracza granice mojej tolerancji! To wykorzystywanie figury młodzieży do własnych niskich celów. Oczernianie jednych i odwoływanie się do wartości. Powoływanie się na dobro i przyszłość narodu przy równoczesnym napuszczaniu jednych na drugich i wskazywanie, że ci, którzy zostają w szkole, to miernoty i sprzedawczyki. I zwyczajnie chce mi się rzygać. Tak fizycznie. Bo to obrzydliwe, niesprawiedliwe i niegodne. Celem jest przecież przerzucenie winy i przejęcie władzy. Stołki… Nie mówię, że w dąbrowskich szkołach jest różowo. Na pewno nie we wszystkich, może w żadnej. Myślę sobie, że gdzieś jest lepiej, gdzieś gorzej. Gdzieś zarządza się wzorcowo, a gdzieś woła to o pomstę do nieba. Gdzieś dyrektor jest otwarty, pomocny i przyjacielski, a gdzieś zwyczajnie nie nadaje się do pracy z ludźmi, a co najwyżej do pilnowania psa, który pilnuje budy albo do sprzątania w firmie, która sprząta w innej firmie. Gdzieś w szkole wszystko gra i buczy, a gdzieś wieje nudą i rutyną. Są źli i dobrzy kierowcy, kucharze, lekarze. Są zatem źli i dobrzy nauczyciele, dyrektorzy. Inna sprawa, że nie do końca rozumiem, dlaczego w większości szkół dyrektorami zostają nauczyciele, a nie menadżerowie i fachowcy? Będąc doskonałym pasażerem, nie muszę być przecież dobrym albo chociaż średnim kierowcą. Podsumowując – problem ze zwolnieniami byłby mniejszy, gdyby nie tzw. reforma edukacji, a każda zmiana władzy zaowocuje zapewne zmianą kadry kierowniczej (obsadzi się przecież stanowiska swoimi ludźmi), ale śmiem wątpić, czy wpłynie to na jakość pracy szkół i panującą w nich atmosferę. Obsadzać się bowiem będzie wedle własnych znajomości/układów/ zbieżnych poglądów politycznych. A, żeby doszło do zmian na lepsze, trzeba to zrobić wedle kompetencji, umiejętności interpersonalnych, a przede wszystkim – bycia mądrym i dobrym Człowiekiem… Tak, wiem… utopia…
Przegląd Dąbrowski, sierpień 2017