Marek. 15 marca 2012

…to jest notka, której nie da się skończyć. ale muszę się wypisać w tym momencie. choć to do końca i tak niemożliwe, choć i tak mi się nie uda. potrzebuję takiego chwilowego, natychmiastowego ulokowania myśli…
…dziś rano umarł mój tata. choć od kilku miesięcy nie mówiłem o nim w ten sposób. nie było dobrze między nami. wręcz źle. nie widziałem go od listopada. nie chciałem. żyliśmy obok.
…a przecież teraz dziwnie jakoś. i ręka mi się rano zatrzęsła. i chciałem iść wieczorem sam przez miasto. i nie chce mi się gadać zbyt wiele. bo chyba nie wiem tak naprawdę, co powiedzieć.
…byłem rano u lekarza, odebrałem akt zgonu, a potem poszedłem normalnie do pracy. i miałem normalne lekcje. tak jest dobrze.
…akurat jesteśmy przy „dżumie” (strasznie lubię), więc było na temat. tak to przynajmniej odczuwałem. jakoś mocniej. że trzeba żyć. i trzeba robić swoje. świat jest.
…mniejszy, co prawda, ale jest.
…a teraz? ojciec nie żyje, a ja zamiast płakać i być smutnym, piszę sobie w interneciku. jakieś to bezduszne pewnie.
…może jestem jakimś nosorożcem, po którym tak naprawdę wszystko spływa? może uważam, jak Rieux, że trzeba robić swoje, że świat się kręci, że trzeba żyć? może odsuwam od siebie myślenie? a może po prostu potrzebuję tu zebrać kilka myśli? nie wiem… nieistotne…
…ostatnio myślałem sobie, co zrobię, jak go spotkam? czy powiemy sobie tylko „cześć” i nic więcej? wyobrażałem sobie scenę, jak idzie jedną stroną ulicy, a ja drugą i jeden z nas widzi tego drugiego, a drugi nie. i nie przechodzimy i nie spotykamy się w połowie. tak, wiem, brzmi to tak strasznie banalnie, ale prawda zawsze jest banalna – chyba jest mi smutno, że tak się to wszystko stało. to takie typowe – „a przecież mogłem mu coś powiedzieć, cokolwiek”.
…nie, nie obwiniam się. nie mam wyrzutów sumienia. chyba. po prostu jest mi jakoś smutno. i żal mi go. w tej chwili. bo może jednak był dobrym człowiekiem, któremu cały czas się nie udawało. i te ostatnie półtora roku próbował ostatni raz sobie coś poukładać (ożenił się przecież pół roku temu), a przecież wciąż (tak myślę, może było inaczej, nie mam pojęcia, co się działo, choć żył 500 metrów ode mnie) nie wychodziło mu odganianie samotności i demonów.
…nie wiem, czy był szczęśliwy. chciałbym tak myśleć, choć pewnie i tak zawsze będę miał podejrzenie, że raczej bywał smutny.
…nie dowiem się. zostanę z tą myślą.
…pogłębioną świadomością, że toczę zupełnie odmienne życie – otoczony dobrem, przyjaciółmi, życzliwymi ludźmi  – co zresztą po raz kolejny wyszło na jaw właśnie dziś, kiedy z różnych stron napłynęły komunikaty dotyczące wsparcia – niewyobrażalna moc i otaczające nas dobro.
…nie odliczając pieniędzy do pierwszego.
…nie szarpiąc się z codziennością.
…nie ma we mnie rozpaczy, smutku, niezgody. coś jest dziwnego. coś, czego chyba jednak nie umiem opisać w tej chwili.i się poddaję.
…żal mi go. tak zwyczajnie. po ludzku. nie jako ojca. jako człowieka. nie oceniając – czy był dobry czy zły…
…był…

(…jest jak napisałem na początku – w tak niewielu słowach się nie da.
…tą mizerną notką niczego nie rozwiązuję i nie wyczerpuję.
…szkicuję tylko.
cały czas zresztą tylko szkicuję…
—i idę spać…)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *