12.06.2016
Na podstawie kilkunastu (często bardzo różnych) opowiedzianych wersji
Kiedy dąbrowska młodzież broniła pomnika „Czerwonych Sztandarów” / „Hendrixa” miałem 14/15 lat i tata mnie do centrum nie puścił. Bo pijacy i narkomani. Norma… Informacje, co się dzieje, przynosił starszy brat Iwony, mojej koleżanki z klasy – ś.p. Robert „Kanister” Widurski. A my kibicowaliśmy. I zazdrościliśmy. W swoich młodych, jeszcze jednak dziecięcych głowach nie myśleliśmy, że dzieje się rzecz ważna, ale podskórnie czuliśmy, że jest to coś naprawdę fajnego. Bliskiego. Wspólnotowego.
Tak dziś czytam tę historię. Nie jako obronę komunistycznego symbolu. Nie jako walkę o powrót komuny, czy sprzeciw wobec systemowym zmianom. Widzę w tych działaniach niebywałą siłę wspólnoty, której nie łączyła ideologia, interesy, czy jakiekolwiek poglądy polityczne. Wspólnotę, która podjęła działania sama z siebie. Niczym i przez nikogo nie kierowana. Tak bardzo mi dziś brakuje takich akcji…
Uroczystość odsłonięcia pomnika na ówczesnym Placu Górników Redenu przed Dąbrowskim Pałacem Kultury (dziś PKZ) odbyła się 8 listopada 1970 roku. Nazwano go „Postacie z Międzynarodówką na ustach, pod czerwonym sztandarem”. Autorem pomnika był Augustyn Dyrda. Wykonany jest z betonu na sześciennym cokole. Pomnik przedstawia grupę trzech osób w ruchu, trzymających rekwizyty. Za nimi powiewają sztandary, tworzące dwie bryły przewyższające dwukrotnie przedstawione postacie. W środku atletyczna kobieta z uniesioną prawą dłonią, w której trzyma pochodnię. Okrywa ją draperia sukni, opinająca tors i marszcząca się od pasa ku dołowi. Ma wyprostowaną sylwetkę i długie rozwiane włosy. Po jej prawicy stoi ustawiony bokiem mężczyzna z karabinem trzymanym poziomo zaciśniętymi dłońmi. Tors ma wypięty, głowę wyprostowaną, skierowaną przed siebie. Z drugiej strony kobiety niższy od niej mężczyzna, równie wyprostowany, w rozkroku, z głową odchyloną do lewego ramienia. Ręce trzyma wzdłuż ciała, a w prawej trzyma książkę. Drzewce sztandarów tworzą wiązkę pionowych linii. Kontrastują z nimi płaszczyzny poziome, symbolizujące powierzchnię sztandaru. Tworzą geometryczną, dekoracyjną bryłę o powierzchni zbliżonej kształtem do trójkąta. Pomnik jest wpisany do rejestru ewidencji miejsc pamięci województwa śląskiego pod nr 10/11 U.
Wraz z zakończeniem epoki, w której Konstytucja Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej określała, że jesteśmy państwem demokracji ludowej, zaczęły się zmiany. Nie tylko prawne. Zaistniała możliwość wyrzucenia na śmietnik symboli minionej/znienawidzonej epoki. Zaczęto od zmiany nazw ulic i zdejmowania tablic pamiątkowych. Potem zaczęto burzyć pomniki. Najbardziej spektakularna akcja odbyła się w Warszawie. Do dnia 17 listopada 1989 na Placu Dzierżyńskiego wznosił się monument przedstawiający sylwetkę twórcy radzieckiego aparatu bezpieczeństwa, czekisty Feliksa Dzierżyńskiego. Pomnik dłuta Zbigniewa Dunajewskiego powstał w 1951 roku, a w dniu jego odsłonięcia nazwę Placu Bankowego zmieniono na Dzierżyńskiego (obecnie wrócono do pierwotnej nazwy). Gdy pomnik burzono, zebrał się przed nim tłum warszawiaków. Ich palce były ułożone w literę V, symbol zwycięstwa.
Pewnie nie wszyscy pamiętają, ale w Dąbrowie Górniczej w Parku (aktualnie Hallera, wtedy Zawadzkiego) w 1979 roku, w 80. rocznicę urodzin generała Aleksandra Zawadzkiego ustawiono jego spiżowy pomnik (warto zaznaczyć, że Zawadzki z Dąbrowy pochodził). Autorem monumentu był wybitny artysta Marian Konieczny, a przy jego instalowaniu pracowali m.in. znany dąbrowski artysta Marek Grabowski i prof. Bogusz Salwiński. Już 11 lat później, na fali przemian ustrojowych został usunięty bez większego rozgłosu. Kilka tygodni przed demontażem ekipy budowlane obłożyły cokół pomnika polerowanymi czarnymi płytami z granitu. Wykonana z brązu pięciotonowa figura po demontażu przez kilka lat leżała na terenie miejscowego Zarządu Dróg i Mostów. Obecnym właścicielem obiektu jest Muzeum Miejskie „Sztygarka” w Dąbrowie Górniczej. Rzeźba jest zabezpieczona i spoczywa na terenie nieczynnej kopalni Paryż, gdzie młody Zawadzki pracował i gdzie po raz pierwszy zetknął się z ruchem komunistycznym.
Wróćmy jednak do Hendrixa. W czerwcu 1991 roku w naszym mieście miała miejsce jedna z najbardziej znanych i spektakularnych akcji związanych z burzeniem pomników w Polsce. Dziś mówi się, że była to akcja artystyczna i – patrząc na jej rozwój oraz uczestników – chyba można ją tak nazwać. Co jednak w niej najważniejsze – nie była zaplanowana, ani w żaden sposób przemyślana, a wyniknęła niemal sama z siebie. I pokazała mieszkańcom, że najfajniejsze rzeczy rodzą się spontanicznie i – przede wszystkim – z przekory. Bo było tak:
Kiedy specjalna ekipa wierciła otwory w betonowej podstawie pomnika i dokonano pierwszej próbnej eksplozji, na monumencie pojawiły się tylko rysy.
Sytuację obserwowała z drugiej strony ulicy grupa młodych ludzi. Między innymi: Marek Zagrodzki (Zagrych), Marcin Kempa (Dżozef), Mariusz Talik (Puzon), Robert Kołda (Maniek), Darek Michalczyk (Browar), Agnieszka (Kaputka), Darek Wierzchowski (Wierzchu), Michał Chmielarski (Żempol), Przemek Stefaniak, Robert Widurski (Kanister), Pożar, Polęta, Piszta, Mały, Zyta, Teodor, Kaczy, Leśny, Emanuel, Generał, Olek, Stasiu i wielu, wielu innych.
Bo były to czasy, kiedy ekipa dąbrowska była mocna i znana w okolicy. Czasy naprawdę silnej kontrkultury, której należałby się osobny artykuł lub książka.
Spędzali czas w parku. Niedaleko miejsca, gdzie niedawno usunięto pomnik generała Zawadzkiego. Spędzali, nie pijąc wody z saturatora. Jak mówi Maniek byli „uzbrojeni w różne koktajle… Co prawda nie Mołotowa, ale na pewno w Wino lub ekskluzywną Kruszwicę”. Wierzchu uzupełnia, że generalnie, jak rano wiercili, to on niespecjalnie zwrócił uwagę, ale później wspomniane napoje „wyostrzyły nam ogląd rzeczywistości”. Zwłaszcza, że „Puzon z jeszcze jednym kumplem mieli po stronie pekazetu taką budkę KPN-u, bo oni byli działaczami wtedy jakoś. I wypadli z tej budki, że co tu się dzieje?, nie damy wysadzić!, nasz pomnik!, nie ma szans!. I myśmy szybko przybiegli z odsieczą z drugiej strony torów. Posiłki…”.
Mariusz Talik, czyli właśnie Puzon, posiadał wiedzę, że idea pomnika nie dotyczy tylko PRL-u, a odnosi się do wydarzeń związanych z ruchem robotniczym z początków XX wieku. Pamiętam, że „chodziła” potem plotka, iż jednym z obrońców pomnika był (pra)wnuk jednego z „Bohaterów Czerwonych Sztandarów”. Dodatkowo przed postumentem „dymił” już jakiś starszy pan, któremu bardzo nie podobała się akcja wyburzania. Chłopacy i dziewczyny postanowili więc dołączyć i pomnika bronić. Nie wiem, czy bardziej dla żartu i hecy (znając kilku z nich dość dobrze, jestem przekonany, że raczej nie spodziewali się, w co przerodzi się ta akcja). Spędzili na pomniku całą noc. Pili wina i palili papierosy. Rano przyszedł piekarz i zaproponował świeże bułki, z pobliskiego targu ktoś przyniósł kiełbasę, a okoliczni mieszkańcy zaproponowali napoje. Młodzi ludzie zaczęli gromadzić się przy pomniku. Zapanowała atmosfera pikniku. Niektórzy twierdzą, że w dziury przeznaczone na środki wybuchowe powtykali kwiatki. Mama Kanistra, pani Ela, przyniosła synowi skarpetki i kanapki dla wszystkich. W następnych dniach ugotuje i przyniesie jakiś ciepły posiłek.
Na drugi dzień pod monumentem pojawiła się zagraniczna telewizja. Młodzi ludzie pytani dlaczego bronią pomnika, uznali, że przypomina im Hendrixa. Marek Zagrodzki potwierdził to malując sprayem na cokole napis „HENDRIX”. Potem poprawili, dopisując apostrof i zmieniając na „HENDRIX’owi”. Dalsze napisy i malowidła powstawały w kolejnych dniach. Podobno w pierwszym dniu obrony dwie osoby zostały pobite przez „nieznanych sprawców”, co przyczyniło się wzrostu liczby protestujących. I tak przez kilka kolejnych dni i nocy odbywał się w centrum miasta festyn wolności. Z udziałem tłumu młodzieży (trudno dziś podać jakąś konkretną liczbę, ale Maniek ocenia, że mogło to być jakieś 200 osób) i – co bardzo istotne – powszechnej aprobacie mieszkańców.
Młodzież czuwała, a liderzy obrony pomnika odwiedzali gabinety samorządowców planujących rozbiórkę. Sam autor pomnika Augustyn Dyrda zadeklarował podpowiedź, jak skutecznie wysadzić pomnik, ale… …za wynagrodzeniem. Sprytne, prawda? Władze nie skorzystały z oferty.
Przez tydzień pomnik nawet na moment nie został opuszczony przez obrońców. Dorośli przynosili jedzenie, napoje i rzucali pieniądze. Ze zbiórki zakupiono farby, którymi młodzież z dąbrowskiego Plastyka pomalowała pomnik. Ktoś przemalował karabin trzymany przez jedną z postaci na gitarę, ktoś inny namalował wielki, kolorowy napis „Pamięci Jimmiego Hendriksa”.
12 czerwca spod Pałacu Kultury Zagłębia ruszył barwny korowód. Dziewczyny wystroiły się niczym kobiety lekkich obyczajów z lat 30. XX wieku. Grupa chłopaków kroczyła w kamaszach. Ich torsy zdobiły czerwone krawaty. Towarzyszyły temu okrzyki pro – i antykomunistyczne. Radość, miłość, zrozumienie, poczucie wolności. Miasto stało się sławne. Relacja spod pomnika pojawiła się programie CNN.
Po jakimś czasie – kiedy obrona się zakończyła – pojawił się napis następny. Informował, że pomnik nosi imię Kurta Cobaina. I jeszcze jeden. Uzupełniał: „i tym, którzy kochają wolność”. W kioskach przez wiele lat można było kupić pocztówkę z „Hendrixem”. Ówczesny napis widoczny częściowo na zdjęciu głosił:
JIMIEMU HENDRIX’OWI
KURT’OWI COBAYN’OWI
MAKE LOVE NOT WAR
WAR IS OWER
WSZYSTKIM, KTÓRZY KOCHAJĄ WOLNOŚĆ.
Możemy się dziś spierać, czy należy pomniki utrwalające komunizm niszczyć i burzyć, czy może zostawiać je – opatrzone odpowiednimi informacjami – w spokoju (choćby ku przestrodze lub jako świadectwo socrealizmu). Autorom powyższego tekstu wydaje się jednak, że pomnik stojący w centrum Dąbrowy nie jest li tylko świadectwem PRL-u. Sporej grupie, a być może większości mieszkańców naszego miasta kojarzy się raczej z niczym nieskrępowanym buntem i oddolnym działaniem młodzieży. Młodzieży, która pokazała władzy (i nie obchodziło jej wtedy, czy jest to władza biała, czerwona czy czarna, chodziło o to, że znowu próbowała zdecydować za nich!) środkowy palec. I trzymała go w górze tak długo, aż stała się wspólnotą. Wspólnotą Ludzi Którzy Bronili Pomnika. A przed taką siłą władza musiała ustąpić.
I nikt mi nie wmówi, że chodzi/ło tu o Czerwone Zagłębie, tęsknotę za komuną, czy coś w tym stylu. Nic z tych rzeczy. Przecież ci sami młodzi ludzie kilka lat wcześniej dostawali pałami od zomowców. Teraz znowu poczuli siłę, poczuli, co znaczy bycie razem. Dobrze się przy tym bawiąc i nie udając świętych, zrobili naprawdę fajną i niespotykaną dzisiaj rzecz. Zazdrościłem i chyba do dziś (kiedy często najwyższą formą buntu i sprzeciwu jest podpisanie internetowej petycji) zazdroszczę.
No bo kto stanąłby teraz w obronie „pomnika Jimi’ego Hendrix’a”?
Robert Strzała
współpraca – Beata Studzińska
foto – Aleksander Wolski
#AlternatywnikDąbrowski