Dziś będzie (trochę) „branżowo”. Gdyż ostatnie wydarzenia (m.in. postawienie przed komisją dyscyplinarną nauczycielek, na które kolega poskarżył – gratulacje – że przyszły do pracy ubrane na czarno) sprowokowały w moim domu, otoczeniu i głowie kilka dyskusji dotyczących tego, co nauczyciel może, a czego mu nie wolno. Teza główna brzmiała: nauczyciel nie ma prawa promowania i narzucania swoich poglądów politycznych. Pełna zgoda. Szkoła powinna być (powtarzam to sobie od lat) apolityczna (od lat też, niestety, nie jest). Problem polega na tym, że zacząłem drążyć. „I tu zaczęły się moje kłopoty”. W sumie – zawsze się stąd biorą. Oczywiście (i tu nie ma, o czym gadać i nie ma żadnej dyskusji!) – nauczyciel ma przede wszystkim nauczyć swojego przedmiotu. Fizyk fizyki, matematyk matematyki, historyk historii i tak dalej. Nie ma tu żadnego dylematu i, gdyby nauczyciel mojego dziecka, zamiast robić powyższe, wkładał mu do głowy jakieś poglądy, byłbym raczej niezadowolony. Zwłaszcza, gdyby były to poglądy niezgodne z moimi (hi, hi). Co prawda, jak znam siebie, nie robiłbym z tego afery, a tłumaczył synowi/córce, że każdy ma prawo do takiego, a nie innego myślenia, a pani/pan są zwykłymi ludźmi i nie zawsze mają rację, ale nie ujmuje im to fachowości w dziedzinie, którą się zajmują. Jest jednak druga strona medalu. Bo po pierwsze i najważniejsze – nie jesteśmy robotami! Rozmawiamy z uczniami na przerwach, czy w jakichś luź- niejszych momentach. A uczniowie są ciekawi ludzi, z którymi spędzają jednak sporo czasu, i pytają. Szukają. Radzą się. Powtórzę – rozmawiamy. Pytanie brzmi, czy podczas takich rozmów nauczyciel ma odpowiadać niezgodnie ze swoimi poglądami, myśleniem? Przecież młodzież (a może ludzie w ogóle?) jest w stanie zrozumieć/wybaczyć najbardziej odległy od jej systemu wartości pogląd, ale nigdy nie daruje fałszu. Który wyczuwa na kilometr. Przede wszystkim zaś: co to są poglądy polityczne? Zwłaszcza tu i teraz. Czy wiara w boga lub ateizm to już jest pogląd polityczny? Albo ewolucjonizm i kreacjonizm? Pogląd kontra nauka. Albo komentarz dotyczący działań żołnierzy wyklętych (bo przecież ta ocena nie jest jednoznaczna)? Czy to jest pogląd polityczny, czy zwykła ludzka opinia? A przecież są to tematy i problemy, których na takich przedmiotach jak historia, wos, j. polski czy biologia uniknąć się nie da. Szczerze mówiąc, często odnoszę wrażenie, że właśnie na języku polskim więcej mówi się o „Biblii” i Bogu, niż na religii, gdzie głównym tematem często bywa aborcja czy in vitro. Nie mówię, oczywiście, o manifestowaniu. Nie mó- wię o takim informowaniu wprost: ta i ta opcja polityczna jest w porządku, a ta nie. Nie wyobrażam sobie też, że wchodzi nauczyciel na lekcję i autorytarnie stwierdza: bóg jest albo go nie ma. Kto wierzy jest lepszy, kto nie – gorszy. Lub odwrotnie. Nie widzę jednak problemu, żeby powiedzieć, że osobiście weń nie wierzę. Albo wręcz przeciwnie. Tak samo, jak nie widzę problemu w wyrażeniu opinii, że nie znoszę piosenek Stachursky’ego. Wyrażam swoje zdanie. Nie można? A jak założę koszulkę zespołu S. O.D. i tam jest w tytuł płyty (żeby było zabawniej brzmi on „Speak English Or Die”) wmontowany znaczek anarchii? To już wyrażam poglądy polityczne? A z Kuroniem? A z Matką Boską? Moje pytanie jest czysto praktyczne, bo mam takie koszulki i nie wiem, czy jak przyjdę w nich do pracy, zaraz ktoś gdzieś na mnie nie poskarży. Idąc dalej tym tropem – wyrażanie opinii, to także prawo do buntu i gdyby ktokolwiek wpadł na przykład na pomysł prawnego wprowadzenia „getta ławkowego”, to krzyczałbym głośno i przeciwko takiemu prawu protestował. Przecież już za chwilę w wielu szkołach odbędzie się strajk przeciwko reformie edukacji. Bo wielu nauczycielom się ona nie podoba (jak się tak zastanowię, to osobiście znam jednego, który nie narzeka na sposób jej wprowadzania). A to przecież jawne wyrażanie poglądów. Nie wolno? Pamiętam też zawsze o tym, że rządy i władza się zmieniają zależnie od woli wyborców i to, co dziś nazywa się wyrażaniem poglądów politycznych, manifestowaniem i buntem, jutro będzie czymś zupełnie zwyczajnym i ludzkim. I zbieranie pieniędzy na WOŚP stanie się po prostu akcją charytatywną, a zorganizowanie maratonu filmów Wajdy (w tym puszczenie „Wałęsy. Człowieka z nadziei”; nawiasem mówiąc, moim zdaniem, niezbyt się ten film zdobywcy Oscara udał) albo wyjście do kina na film Agnieszki Holland nie będzie gestem niebywałej odwagi, a zwyczajnym pokazaniem uczniom dzieł wielkich artystów. Czego wszystkim serdecznie życzę. Robert Strzała PS „Poza tym uważam, iż Kartagina powinna zostać zburzona”
*Paździerze i Kosmetyka Mózgu – Szlagiert
Przegląd Dąbrowski, marzec 2017