…może (na pewno) nie powinien się wypowiadać, bo: po pierwsze – to nie moja sprawa, po drugie – sam pewnie niezbyt dobrze i sprawnie wychowuję swoje dzieci. niemniej jednak:
…wczoraj na placu zabaw, podczas gdy Iga i Antek szarżowali wśród piaskownic i huśtawek, chciałem sobie poczytać gazetkę (nie książkę, artykuł o wampirach w kinie – letkie jak nie wiem). niestety – trafiła mi się babcia z dwoma wnukami. niby nic. tylko, że:
„nie biegaj, bo się spocisz.
nie skacz.
o, widzisz! już się spociłeś.
chodź tu do mnie usiądź i ochłoń.
ja nie będę wracała do domu z takim spoconym chłopcem!
nie wspinaj się!
nie no! mogłam cię zaprowadzić do przedszkola!
ostatni raz was zabrałam na plac zabaw.
nie krzycz!
zobacz, inne dzieci nie krzyczą i nie biegają (choć wokoło krzyki i biegi)!
chodź się napić.
ale nie biegnij.
chcesz coś jeść?
zaraz idziemy do domu!
powoli!”.
…bez przerwy. bez oddechu…
…delikatnie mówiąc – ja-pier-do-lę!
…to gdzie te dzieci mają biegać i krzyczeć? na placu nie wolno, w domu nie wolno, w lesie pewnie też nie (najfajniejsze jest to – dom: „nie krzycz, nie jesteś w lesie”; las: „nie krzycz, w lesie trzeba zachowywać się cicho”), a do basenu/jeziora nie należy wchodzić, bo sisior będzie potem mokry.
…zjawisko nie jest odosobnione, bo jak się zastanowiłem nad tym, ile razy w ciągu dwutygodniowego wyjazdu moje dzieci usłyszały słowo – „nie” (dwa tygodnie 24-godzinnego przebywania bez przerw), myślałem, że się rozpłaczę…
…pomijam fakt, że w całym naszym wychowaniu brak jakiejś logiki – kiedy jesteśmy mali, uczy nas się, że trzeba być grzecznym i słuchać się pani, mówić wciąż „proszę-przepraszam-dziękuję”, a potem – „w dorosłym życiu” wymaga się od nas, żebyśmy byli asertywni, walczyli o swoje i rozpychali się łokciami (to akurat niezbyt mi się podoba i nie umiem zastosować).
…w każdym razie – nie dane mi było nic poczytać, bo głos babci nie ustawał (a im bardziej i więcej czyjś głos nie ustaje, tym mniej się go przecież słyszy i słucha).
…rozumiem, że babcie się bardziej przejmują niż rodzice, że gdzieś tam się cykają, że ich potem rodzice właśnie rozliczą i tak dalej. ale – no bez przesady. bo nic przecież z tego gadania nie wynika. chłopaki biegały, skakały, zjeżdżały i próbowały babcię ignorować (trudno im się dziwić), a babcia cała w nerwach gadała, gadała, gadała.
…nie, nie żal mi jej (zwłaszcza, że wyglądała i wypowiadała się jak osoba bardzo żwawa, zdrowa, nadpobudliwa wręcz) – przyprowadziła kolesi na plac ZABAW, po czym bez przerwy przeszkadzała im w ZABAWIE!
…i – co gorsza – przeszkadzała też mnie.
…w czytaniu gazetki.
…bo przecież nie w wychowywaniu dzieci…