Ola w ubraniu i pełnej gotowości do wyjścia. Idzie do lumpa, kupić zieloną kamizelkę na bal przebierańców – Makowa Panienka ma występować. Robek dzielnie ćwiczy główną rolę z wiersza Brzechwy. O leniu i tapczanie.
– Robert, weź tu trochę ogarnij, jak mnie nie będzie, bo już się nie da na to patrzeć.
– Ogarnę, ogarnę.
– Ale serio ci mówię.
– A ja ci serio odpowiadam. Ogarnę.
– To ogarnij.
– Ogarnę, ogarnę. Spokojnie.
– To ja lecę.
– To ja sobie tylko jeszcze z 10 minut poleżę.
– Aaaaaaaaaa idź! – i wbrew temu co mówi, sama wychodzi.
Na to wkracza Iga:
– Oho… twoja żona chyba odeszła.
– E, chyba nie.
– Chyba tak. I już na zawsze zostanie w sklepie.